Top » Katalog » Bajki » polskie »
Kategorie
Piosenki (669)
Przysłowia Radiowe (58)
Rewia Viva (7)
Smoleniowe Bajanie (1)
W Karzełkowie (7)
Pastorałki (21)
Bajki (14)
  kolorowanki (9)
  polskie (4)
Opowieści z Biblii (7)
Najpiękniejsze Bajki Świata (8)
Baśnie i Legendy Polskie (9)
Felietony Gazetowe (36)
Inne (3)



Wykonawcy
KRÓLEWNA Z WYSPY KONWALIOWEJ
 

Dom rodzinny, dzieciństwa jasny dom,
Dom rodzinny, wspomnienie z dawnych lat,
Dokąd wracasz z najdalszych świata stron,
Gdzie uśmiechu prawdziwy został ślad.

Dom rodzinny, jedyny taki dom,
Dom rodzinny, którego zawsze brak,
Gdzieś daleko, wśród ulic, lasów, łąk,
I gdzie gniazdo masz swoje tak, jak ptak.

Zapamiętaj na zawsze, zamknij w sercu jak skarb,
Dni dzieciństwa szalone, zagubione gdzieś tam,
Gdy dorosłość twe drogi poprowadzi gdzieś, hen,
Zapamiętaj na zawsze tamto niebo jak len,
Tamte drzewa wysokie i szumiący w nich wiatr,
Zapamiętaj na zawsze, zamknij w sercu jak skarb.


Historia, którą chcę wam opowiedzieć, zdarzyła się dawno, dawno temu w okolicach Leszna, w Wielkopolsce. Oto w pewnej wsi żyła uboga rodzina. Ojciec kopał torf z pobliskich łąk, który po wysuszeniu świetnie nadawał się na opał. Ale cóż, praca była ciężka, a zarobek lichy. Tedy i matka ciężko w polu pracowała od świtu do nocy, aby wyżywić dwójkę maleńkich dzieciaków: płomiennowłosego Jasia - urwipołcia i psotnika - i złotowłosą Różę. Dzieciaki były bliźniakami, ogromnie ukochanymi przez rodziców, tedy jeno ptasiego mleka do szczęścia im brakowało. A szło im podówczas na piąty rok, gdy nagle we wsi gwałt wielki się podniósł:

- Ludzie, ludzie,  rozbójnicy na koniach od Leszna pędzą!
- Kryj się kto może, bo nieszczęście nadciąga!
- Na bułanym koniu herszt z pochodnią pędzi!
- Gorze! Palą chaty!
- Uciekajmy!
- Ratuj się, ratuj się kto może!

I stało się najgorsze. . . Chaty płonęły, a zbóje rabowali chłopski dobytek. Pierwej konie i krowy pognano drogą, a potem i sprzęty grabiono i dobytek wszelaki. Kto uciekł przed kijami - ocalał. Tymczasem zbóje uprowadzili na ostatek dziatwę wiejską, licząc na okup bogaty. I odjechali. . .

- Boże, Boże, gdzie nasze dzieci najdroższe! ?
- Gdzieś tam one u zbójów, nieszczęsne!
- Ani chybi sczezną i zmarnieją, mężu mój nieszczęsny. . .
- Uspokój się niewiasto, po okup przyjdą, to odzyskamy nasze słoneczka. . .

Ale rozbójnicy już nigdy nie pokazali się we wsi. Rozpacz była straszliwa. Tymczasem wojska księcia Wojmira, który rezydował na Wyspie Konwaliowej, dopadły któregoś dnia zbójów, srogo ukarały, a dziatwę wzięto na dwór książęcy. I tak rodzeństwo Jan i Róża trafili na wyspę. A trzeba wam wiedzieć, że wyspa ta znajduje się w Wielkopolsce, niedaleko Przemętu, który wówczas był małą wsią, otoczoną zewsząd przez wody rozlane szeroko, łąki podmokłe i bagna nieprzebyte. Z tego też powodu wieś nazwę wzięła, gdyż dotrzeć tam można było „przez męty”. Ale wróćmy do naszej opowieści. Oto po paru latach Jaś mocno zachorzał i opuścił ten świat, natomiast  Róża  wyrosła  na  przepiękną  pannę o długich  złotych warkoczach. Nie dziw tedy, że syn książęcy zapałał do niej wielką miłością. Ogłoszono zaręczyny, a wkrótce odbył się ślub. Róża była panią na Wyspie Konwaliowej. Przez te wszystkie lata poszukiwał jej biedny ojciec, który po śmierci swej żony został zupełnie sam. Któregoś dnia trafił do chaty rybaka nad brzegiem jeziora.

- Pochwalony, dobry człowieku! 
- Pochwalony, starcze siwowłosy. Dokąd to drogi wiodą?
- Dzieciątek moich szukam, przez zbójów uprowadzonych przed laty - Jasia płowowłosego, Róży złotowłosej.
- Przez zbójów, powiadasz?  Tedy już dzieciaki pewnie na wieki przepadły. Biednyś ty. . .
- Żona mi ze zgryzoty pomarła, a ja siły po świecie straciłem. Szmat drogi przeszedłem, ale nikt  o moich skarbach nie słyszał. Tylko jeden leśny pustelnik wspominał, że dawno, dawno temu zbóje jakowiś tęgie lanie od księcia Wojmira z Wyspy Konwaliowej oberwali i może. . .
- Z Wyspy Konwaliowej, powiadasz? . . .
- No, i to wiem jeszcze, że dziatek kilkoro ocalało. Może i moje. . .
- Biedny starcze! Jak bardzo cię los dotknął! Ale posłuchaj, oto na wyspie rządy sprawuje młody książę, który niedawno za żonę wziął złotowłosą Różę. . .
- Różę. . . powiadasz? . . . Róża jej było, Róża. . .
- Nie rób sobie żadnej nadziei, nadziei próżnej, ale powiadają, że. . .
- Cóż powiadają! ! ! ?
 - A no, że księżna pani nasza chłopskiego rodu. . .
- Złotowłosa? !
- Złotowłosa.
- Oczu niebieskich, jako len? !
- Ani chybi. . .
- Toż ona!
- Powiadają jeszcze, że brata miała o płomiennych włosach. . .
- Jezu, to mój Jaś! ! !
- Ale. . . ale. . . ale pomarł biedaczyna.
- Świeć Panie nad jego duszą i duszą jego matki nieszczęśliwej, a żony mojej!
- Otrzyj łzy starcze, otrzyj łzy i powiedz teraz, cóż zamierzasz?
- Muszę do dziecka jedynego, do Róży mej spieszyć! Zaraz mi w drogę czas ruszać!
- Odpocznij chwilę, bo nocka za oknami głęboka, chłód okropny i wiatr hula po jeziorze. Zaczekaj do rana. . . 

Tak się też stało. Podniecony radością i przybity nieszczęściem, jakim była wiadomość o śmierci Jasia, długo nie mógł zasnąć. Rychło też wstał, jeść nie chciał, pić takoż, jeno o łódź prosił  i płynąć chciał na Wyspę Konwaliową. Zepchnęli wespół z rybakiem łódź na wody jeziora i po-częli płynąć.

- Powiedz mi rybaku, co to za wyspa przed nami?
- To właśnie siedziba książęca. Wyspa ogromna, powiadają, że i dnia całego nie starczy, by ją dookoła obejść. O tam, za tymi drzewami już widać pałacowe mury. . .
- A czemuż owa wyspa taką nazwę dziwną ma?
- Wciągnij w nozdrza mocno powietrze, a poczujesz ów przepiękny, słodki zapach konwalii. Te majowe kwiaty, te przeczystobiałe dzwoneczki porastają całą wyspę. Są jako kobierzec biały, zielenią przetykany.
- A książę jaki jest?
- Bogaty, to pewne, ale woli własnej nie posiada wcale. Księstwem Róża włada. . .
- Córeczka moja jedyna, szczęście me, pociecha na lata stare!
- No cóż, przygotuj się nieszczęsny starcze na złe nowiny: oto księżna jest złą niewiastą, nieprzystępną i krzykliwą. . .
- Róża? Nie, to być nie może!  Toć to sikoreczka, szczebiotka i pociecha. . .
- Taką ja pamiętasz. . . Tymczasem. . .
- STAAĆ! ! !  Kto płynie?
- Rybak! Rybak z brzegu przeciwnego! Starca wiozę, który córki szuka.
- Córki? Na Wyspie Konwaliowej?
- Tak, cni rycerze! Córki mej Róży, przed laty przez zbójów uprowadzonej.
- Róży?  Toć przecie imię naszej księżnej pani! Słyszałeś Zbysławie?
- Ha!  Ha!  Słyszałem i śmiech mnie bierze!
- Księżna pani córką tego obdartusa? Wolne żarty!
- Ha, ha, ha! ! !
- Jednakowoż pozwólcie  mi do jej stóp upaść i hołd złożyć.
- Audiencje są w każdy wtorek, po zachodzie słońca.
- To jutro. . .
- Zapowiedzieć cię, zuchwalcze?
- Ani chybi! . . .

Starzec zamieszkał pod schodami, przy bramie książęcego zamku. Jadł, co mu służba rzuciła, popijając wodą z przemęckiego jeziora. Po zamku zaś krążyła już wieść stugębna, że starzec jakowyś obdarty za ojca księżnej się podaje. Na książęcych pokojach zawrzało.

- A cóż to tak sobie szepczecie, moi paziowie?  Niech i ja usłyszę.
- Księżna pani nie powinna takich plotek słuchać. . .
- Księżna pani nie powinna brukać sobie uszu tak paskudnymi opowieściami. . .
- A cóż to znowu za głupoty się was trzymają! Mówcie a żywo, bo wypędzić każę, gdzie pieprz rośnie!
- Łaski, pani!
- Nie karz nas, nieszczęsnych! 
- Dość! Gadać mi zaraz! No! Bo. . .
- Kiedy. . .
- Mów!
- Na wyspę kmieć stary przybył. . .
- Siwy i obszarpany. . .
- Kmieć brudny i nieokrzesany. . .
- I cóż mnie to może obchodzić? 
- Kiedy on. . .
- Kiedy mówi, że jest ojcem. . .
- Czyim ojcem, do stu piorunów! ! !
- Właśnie. . . księżnej. . . Róży! . . .
- O głupi plotkarze, a bezecne bękarty! Wynocha mi z pałacu! Wołać strażników! ! !

I stawili się, drżąc ze strachu, strażnicy. Opowiedzieli wszystko, czego się od starca dowiedzieli. Prędko ich księżna odprawiła i przebrawszy się w szaty swej dwórki, pospieszyła ku bramie, starca obejrzeć. Serce jej zabiło na widok nędzarza. Tak, to musiał być on. . . Przecie i włosy jej złotem błyszczą, i w oczach niebo się przegląda błękitne, przecie i brata pamięta, Jasia. . . Czyżby zatem ten biedni, siwy, obdarty starzec był jej ojcem? Straszna prawda dotarła nagle do świadomości Róży. Wzruszenie ustąpiło wstydowi i zakłopotaniu.  Zakręciła się na pięcie i wró-ciła do swej bogatej komnaty. Czas działać! Zanim książę małżonek wróci!

- Straż, do mnie!
- Na twe rozkazy, pani!
- Widzieliście tego bezczelnego starca, który śpi przy bramie?
- Tak, pani. . .
- Na audiencję czeka. . .    
- Jak śmiecie takie rzeczy wygadywać!  Brudnego starca na pokoje książęce puszczać?  Niech mi się stąd zabiera!
- Ależ on. . .
- Dosyć!  I psami na drogę poszczuć! . . .
- Rozkaz, pani. . .
- Rozkaz, księżno Różo. . .

I stało się najgorsze. Przepędzono starca z zamku, kijami na drogę poczęstowano. Poszedł zrozpaczony, latami i nieszczęściami przygnieciony, przez córkę wyklęty. . . Usiadł po starym dębem i płakał rzewnymi łzami. Płakał tak, jak tylko samotni ludzie płakać potrafią. A łzy jego płynęły jako rzeka. A z rzeki tej piły kwitnące konwalie i białe, niewinne główki w dół zwieszały.  I zanim wieczór nadciągnął, wszystkie - co do jednej - powiędły. Nazajutrz po starcu ślad zaginął. Powiadają tylko, że dni kilka potem nad wyspę burza potężna nadciągnęła i pioruny w popiół zamieniły książęcą sadybę, że ani kamień na kamieniu nie pozostał. Tylko kiedy następnej wiosny, w maju, konwalie wyjrzały ze swych pąków, na dnie kwiatów pojawiły się krwawe ślady Powia-dają, że to od łez biednego ojca, którego wyparła się bogata córka - księżna na Wyspie Kon-waliowej. I dzisiaj na owej wyspie, niedaleko Przemętu, rosną o majowej porze konwalie. I te zwykłe i te różowe, naznaczone dziwnie przez naturę. 


Piękna wyspo. Wyspo Konwaliowa,
Ile legend, przypowieści chowasz?
Powiedz wyspo, jak na prawdę było,
Powiedz wyspo, co tu się zdarzyło?

Jedna przecie wszystkim nam nauka,
Jedna wszystkim z opowieści tej:
Kto w bogactwie tylko szczęścia szuka,
Temu los zdarzenia niesie złe.

Przeto pomyśl, że na świecie naszym
Starość zawsze ma szacunek mieć,
Starość przecie winna mądrość znaczyć,
Więc gdyś młody, rację oddaj jej.

A ty wyspo, Konwaliowa Wyspo,
Któraś świadkiem tylu zdarzeń była,
Służ nam wyspo starą przypowieścią,
W której przecie tkwi mądrości siła.

Utwory chronione przez Stowarzyszenie Autorów ZAiKS. Wszelkie prawa zastrzeżone. www.agencja-as.pl