Top » Katalog » Baśnie i Legendy Polskie »
Kategorie
Piosenki (669)
Przysłowia Radiowe (58)
Rewia Viva (7)
Smoleniowe Bajanie (1)
W Karzełkowie (7)
Pastorałki (21)
Bajki (14)
Opowieści z Biblii (7)
Najpiękniejsze Bajki Świata (8)
Baśnie i Legendy Polskie (9)
Felietony Gazetowe (36)
Inne (3)



Wykonawcy
LEGENDA O KSIĘCIU POPIELU I MYSZACH muzyka Andrzej Mikołajczak
 

Słuchajcie, ach słuchajcie,
Opowieść się zaczyna
Tak stara, jak nasz kraj.
Historia niebywała,
Co przeszłość przypomina
I w sercach naszych trwa.
Historio, tocz się kołem,
Niech znów zaszumi bór,
Niech znów zapłoną ognie
I niech zaryczy tur!
Historio, tocz się kołem,
Hen tam, gdzie Gopła brzeg,
Gdzie stary gród Kruszwica,
Gdzie rządził Popiel kneź.
Wiele, bardzo wiele czasu minęło od chwili, gdy trzej bracia Lech, Czech i Rus wyruszyli w trzy świata strony szukać miejsca, w którym założą swe rodzinne gniazda. Wiele też zmieniło się na ziemiach, które trzej bracia Słowianie objęli w swe władanie.
Tam, gdzie zaszedł dzielny Lech ze swoją świtą i swym ludem, tam powstało wspaniałe miasto Gnieznem zwane na pamiątkę białego orła, który na starym dębie w sąsiedztwie jeziora Lednickiego uwił swe gniazdo. Pamięć o Lechu wciąż ożywała przy ogniskach, a ziemia potomków Lecha wielce okazała się żyzną i przyjazną. Jeden po drugim wśród puszczy wyrastały grody wspaniałe, bogate i zbrojną drużyną strzeżone. Takoż i puszcza już nie tak gęstą i przepastną była, gdyż coraz to przybywało lechowych potomków. Dość, że i nad przepięknym a ogromnym jeziorem zwanym Gopło, szybko wyrosło grodzisko godne i warowne, rządzone przez sprytnego i mądrego pana o imieniu Popiel. Któregoś dnia siadł ów Popiel przy wieczerzy ze swoimi wiernymi druhami i tak do nich rzekł:
- Wierni moi przyjaciele! Wiele już uczyniliśmy na skrawku powierzonej nam ziemi. Piękny i wspaniały gród wznieśliśmy, wiele drewnianych chat mający i do tego nie biedny wcale. Lud nasz jest wesoły i syty, zwierzęta liczne a pola urodzajne. Wszelako czegoś mi w tym wszystkim brak...
- Dziedzica, panie! Dziedzica brak!!!
- Prawdę rzeczecie dzielni druhowie. Ale nim wydarzy się to, co wydarzyć się musi, postanowiłem poznać swój los.
- A jakimże to sposobem chcesz uczynić?
- Otóż postanowiłem złóżyć bogom naszym specjalne ofiary i błagać ich o uchylenie rąbka tajemnicy.
- A którego to z bogów naszych zamierzasz prosić?
- Czyżby panią borów i lasów - Dziewannę?
- Nie, wielce ją miłuję i dary jej zanoszę solenne, ale nie Dziewanna może odkryć moją przyszłość.
- To może zapytać chcesz Pochwista, boga wiatrów?
- Nie, Pochwist hula po świecie bez wytchnienia i nie on może odpowiedzieć na moje pytania.
- To może Lelum i Polelum, synów bogini Łady?
- Może Peruna, bóstwo nieba i piorunów?
- Takoż nie. Tylko on...
- Panie, powstrzymaj się!
- Tylko on jeden, tylko bóg...
- Czyż nie wiesz, na co się ważysz?!
- Wiem. Tylko Swarożyc, bóstwo ognia niebiańskiego, bóstwo słońca, tylko on może znać odpowiedź na moje pytania.
- Czyż pomyślałeś panie, cóż stać się może, gdy rozgniewany Swaróg zwróci na nas swe oblicze?!
- Czy zdajesz sobie sprawę, że w jednej chwili przemienimy się w ogromne pochodnie gniewu?
- Wiem, ale chęć poznania przyszłości jest silniejsza od strachu. Wezwać tedy do mnie kapłanów naszych bogów licznych, niech rozpalą co prędzej święte ognie i zaczną czynić swą powinność ofiarną. My tymczasem udajemy się na polowanie, aby Swarożycowi, gwoli przebłagania, dary godne złożyć. Dalej, druhowie, szykujcie swe łuki, szykujcie strzały i konie chyże! Czas nam ruszyć na łowy! Darz bór!
- Darz bór!
- Darz bór!
I ruszył Popiel ze swą drużyną w bór ciemny skoro świt. A tymczasem zaczęły się przygotowania do złożenia ofiary. Ścinano potężne modrzewie i liche jałowce, które najbardziej na ogień ofiarny się nadają. I jeszcze słońce do kresu swej drogi nie doszło, a już na dziedzińcu poczęli gromadzić się ludzie, już czekały stosy wielkie a wonne. Niebawem przy rozpalających się ogniach zasiedli kapłani. Takoż za chwilę pojawiły się zwierzęta ofiarne, upolowane przez Popiela. Zaczęło się wielkie błaganie o uchylenie tajemnicy. Popiel oczekiwał tej chwili w napięciu.
Upada złota iskra
Na drewno, na ofiarne
I strzela płomień w niebo
A za nim siwy dym.

Źródlana woda czysta
Kamienie studzi czarne,
Co bogów siedzib strzegą
Przed zdradą mocy złych.

Swarogu, ech Swarogu,
Prastary Swarożycu,
Wzywamy ciebie tu!
Swarogu, ech Swarogu,
Słoneczny ty dziedzicu,
Łaskawie na nas spórz!
Pieśni kapłanów niosły się hen, wysoko, w niebo przeczysto-gwieździste. Tak przeczyste i tak gwieździste, jakie tylko może być w tej części świata i to akurat w tę jedną noc. W czarowną noc Kupały, w święto słowiańskie, w święto specjalne. Nad całym Gopłem płonęły ognie i niosły się śpiewy rzewne i czyste. Śpiewy ku chwale starych bogów, śpiewy o miłości do natury i samej naturze. Takoż i kneź Popiel siedział przy świętym ogniu, rozpalonym w tę szczególną noc. W dodatku nie, jak tradycja każe, ku czci wszystkich bogów, a ku czci tego jednego. Ku czci boga słońca, boga ognia, ku czci Swarożyca. Dym wił się wolno ku niebu, kapłani sennie kołysali się nad ogniem, wody jeziora leniwie szemrały. Gopło tej nocy było jakieś inne, nie takie, jak zawsze. Może przez te śpiewy, a może przez płonące wianki, puszczane na wodę, jak tradycja każe. Nagle jak gdyby światłość jakaś ogarnęła wszystko i zaczęła się wróżba.
- Zaklinam cię, Swarożycu, wyjaw mi przyszłość! Będę ja miał dziedzica?!
- Będziesz miał syna! Będziesz miał następcę! Będzie jemu takoż Popiel!!!
- Swarożycu! Będę ja szczęśliwy?
- Będziesz panem wielkim, będziesz panem mądrym, będziesz sprawiedliwym.
- Cóż jeszcze, Swarogu?! Mów dalej!
- Lecz w latach sędziwych odejdziesz ze świata. Odejdziesz...
- Cóż dalej!?
- A syn Popiel Drugi...
- Cóż syn mój?
- On krew ma na rękach! On zdradę szykuje!!!
- Swarożycu!
- Sza! Dalej - sza! Zamilczmy o reszcie. Niech los resztę zapisze!...
- Swarożycu!!!
- Kneziu... Popielu... Swarożyc już zamilkł. Już słowa nie powie...
I tu nagle ogień przygasł gwałtownie, jakby własnym dymem się zakrztusił. Zapanowała ciemność i bezdenna cisza. Tylko wysoko, w górze, lśniły zimnym światłem gwiazdy i tylko hen, daleko na jeziorze pełgały światełka płynących wianków. Noc Kupały, noc czerwona, noc wróżebna zbliżyła się ku końcowi. Popiel zadumany oparł się o drzewo, a kapłani sennie kiwali się nad dogasającym żarem. Zdawało się, że oto na oczach wszystkich zaczyna się historii ciąg dalszy. Świtało... Następne dni pędziły, jak najśmiglejsze strzały. Ani się ludzie nie obejrzeli, jak kneź Popiel zakochał się straszliwie w córce zacnego kmiecia - Wisławie. Czasu minęło mało-wiele i wieść gruchnęła po nadgoplańskich włościach, że Popiel żenić się będzie! Przygotowano wszystko bardzo starannie. Na rożnach smażyły się wspaniałe prośięta, w garncach gotowały przepiórki i perliczki, a w beczkach czekały na smakoszy stuletnie miody. Rozstawiono stoły, najęto muzykę. Oto odbywało się wesele knezia Popiela i pięknej Wisławy!
Weselmy się, radujmy się,
Bo oto pan nasz - Popiel -
- Małżonkę wreszcie ma!
Weselmy się, radujmy się
I niechaj aż do świtu
Wesele knezia trwa.

Weselmy się, radujmy się,
Bo oto nad Kruszwicą
Nadziei dźwięczy ton!
Weselmy się, radujmy się
I prośmy, by dziedzica
Najrychlej zesłał los!
Długo jeszcze trwały uroczystości ślubne knezia Popiela i pięknej Wisławy. Weselono się ogólnie, gdyż Wisława i mądra i piękna jednocześnie była. Ale z biegiem dni wszystko wróciło w nadgoplańskiej osadzie do normalnego ładu i ani się ludzie nie obejrzeli, jak któregoś dnia kapłan pokłonił się nisko Popielowi i rzekł:
- Kneziu! Wieść tobie od bóstwa Żywie niosę!
- Od bóstwa Żywie? A cóż takiego owo bóstwo życia raczyło mi niegodnemu przekazać?
- Kneziu, Wisława porodzi tobie dziedzica!
- Wisława?! Składaj bóstwu ofiary dziękczynne, a wszyscy niech szykują się wraz ze mną na przyjęcie dziedzica!!!
I od tego momentu cała Kruszwica nic innego nie czyniła, jak serdeczne przygotowania na powitanie Popielowego syna. Syna, gdyż syna właśnie spodziewali się wszyscy. Dość, że niebawem Wisława powiła dziedzica. Ale jakże wszyscy niemile zdziwili się, zobaczywszy niemowlę! Brzydkie, pokrzywione i najgorszymi znamionami naznaczone. Niestety, gdy dziecko rosnąć zaczęło, stawało się jeszcze brzydsze, jeszcze szkaradniejsze. Do tego mały Popiel Drugi (bo tak go rodzice nazwali) był krnąbrny i złośliwy, krzykliwy i nieposłuszny. Popiel wielekroć załamywał dłonie nad swym synem, krzyczał i zaklinał go na duchy przodków. Mały kneź rósł szybko na łotra bez serca i rozumu. Piękna Wisława ze zgryzoty zestarzała się przedwcześnie i takoż przedwcześnie opuściła swego małżonka, przenosząc się do krainy wiecznego spokoju. Popiel z przerażeniem myślał o przyszłości swego syna. Nie było już zresztą chwili do stracenia. Czując, że sił ma coraz mniej i życie coraz srożej mu doskwiera, dnia pewnego zaprosił do domu braci swoich. A było ich sześciu, wszyscy młodsi od Popiela.
- Bracia moi najmilsi! Stary już jestem i słaby, tymczasem syn mój i dziedzic jeszcze dziecko, mleko ma pod nosem i opieki wymaga.
- Jakem Przemił - prawdę mówisz bracie!
- Jakby tego nie dość, syn mój tak i szpetnej urody i szpetnego charakteru...
- Rację ma nasz brat Popiel!
- Wiem, Jaropełku, lecz to jeszcze nie wszystko. Otóż żywię obawy, że pozostawiony samemu sobie, bez dozoru i opieki, syn mój Popiel gotów do nieszczęścia gród mój Kruszwicę doprowadzić. Tedy zaklinam was, Bracia moi, bądźcie synowi memu matką i ojcem!
- Ależ Popielu, przecież jeszcze nie czas na ciebie...
- Czas Mściborze, czas!
Niestety, nie mylił się stary kneź, dni jego były policzone. Ani się bracia obejrzeli, jak trzeba było pożegnać na wieki Popiela. I równocześnie z żałobą padł na Kruszwicę cień jakiś straszny. Oto nadchodził czas złej wróżby...
Już surmy grzmią na trwogę
I herold głosi wieść,
Że odszedł do wieczności
Szlachetny, mądry kneź.

Już smutek gród ogarnął
I płaczek słychać płacz,
Po kneziu, po Popielu,
Co serce mężne miał.

Kto prawdę zna,
Co niesie czas?
Czy hańby smak,
Czy chwały blask?
Czy smutków garść,
Czy uśmiech gwiazd?
Kto prawdę zna,
Co niesie czas?...

Już zaraz, już za moment
Nastąpi dalszy ciąg
I wszyscy się dowiemy,
Co ma w zanadrzu los.
                                              
Pociemniało znów niebo nad Gopłem,
Jakby wielki szykował się wiatr
I już chmury się kłębią ogromne -
- Rzekłbyś: dzisiaj tu skończy się świat!

Nad Kruszwicę znów burza nadchodzi,
Czas złej wróżby dopełnić się ma,
Co od knezia Popiela narodzin
Niby jastrząb nad miastem wciąż trwa.

Nie potrafi nikt losu oszukać,
Co się zdarzyć ma - będzie i tak!
Lecz tkwi w każdej historii nauka,
Więc pozwólmy legendzie - niech trwa!
Lata biegły, ale pamięć o dobrym i mądrym kneziu Popielu Pierwszym była wciąż żywa wśród mieszkańców Kruszwicy. Tym bardziej, że kneź Popiel Drugi był zaprzeczeniem swego ojca. I to od najmłodszych lat. Wielce się nakłopotali opiekunowie młodego knezia, nie sposób policzyć, ile razy musieli siłą dochodzić poleconych im przez brata Popiela Pierwszego obowiązków dozoru bratanka. Dość, że im starszy był kneź, tym większy był z nim ambaras. A że właśnie dobiegł lat młodzieńczych, tedy kłopoty zaczęły
się na dobre. Pijaństwom i burdom nie było końca. Wespół ze zgraną kompanią rówieśników, takich samych jak kneź wisusów, byli postrachem całej okolicy. Osady po pijanemu napadali, grabili co się da, aż strach i gniew wielki zrodził się u okolicznych mieszkańców. Stryjowie zebrali się na naradę. Zaczął Przemił:
- Bracia moi, nie możemy dłużej przyglądać się temu, co wyprawia nasz bratanek Popiel Drugi.
- Prawda. Może uczynić nad nim sąd jaki?
- Ależ Mściborze, to przecie krew z krwi naszej!
- Jakem Jaropełk - prawda to...
- Posłuchajcie, bo przyszedł mi do głowy pomysł. Oto zdaje się, że najlepszym sposobem na ustatkowanie knezia będzie... ożenek !!!
- Dobrze mówi Przemił!
- Dobrze, ale za kogo go wydać?
- A piękna Ludgarda?
- Ludgarda?...
- Ludgarda, córka naszego wielkiego przyjaciela i dzielnego żołnierza Lubomysła.
- To jest myśl!
- Brawo i ja się zgadzam!
- Zatem bracia mili, trzeba nowinę obwieścić Popielowi i co rychlej naznaczyć termin wielkiego turnieju. Na tym turnieju ogłosimy nowinę!
I jako rzekli, tak uczynili. Przy czym najgorzej poszło z powiadomieniem Popiela. Nie chciał nawet słyszeć o poślubieniu kogokolwiek, a już szczególnie Ludgardy, która słynęła z urody, ale i z hardości i wyniosłych obyczajów. Długo trwały perswazje i namowy, wreszcie gdy Jaropełk napomknął o wielkim majątku Ludgardy, Popiel nieco ustąpił. Zwłaszcza, że złoto kochał nade wszystko, bardziej nawet niż wolność osobistą. Zgodził się.
Nowinę herold głosi,
Nowinę niebywałą,
Bo oto wielkie święto
Szykuje młody kneź!

Dziewczyny już się stroją
I wianki z ruty wiją,
By rzucić je tym, którzy
Na turniej stawią się.

Na turniej! Na turniej! Na turniej!
Na turniej wielki czas!
Na turniej! Na turniej! Na turniej!
Po tryumf, sławy blask!
Zwycięzca jest wśród nas!

Młodzieńcy już po domach
Swej broni doglądają,
By łuk nie zawiódł, kiedy
Paść musi celny strzał.

By dzidy i topory
Wspaniale w słońcu lśniły,
By wiły się proporce,
Gdy wiatr w nie będzie wiał.
Dzień zapowiadał się piękny. Wokół aż kipiało od świeżej, soczystej zieleni. Ludność zebrała się licznie na błoniach nieopodal grodziska. Trybuna honorowa, przeznaczona dla knezia Popiela Drugiego, jego świty a także dla stryjów, była odświętnie udekorowana, ustawiono wspaniałe, bogato rzeźbione fotele. Wokół trybuny uwijali się giermkowie i trefnisie, przy czym ci ostatni prześcigali się w żartach i figlach. Mieszkańcy grodu, także odświętnie ubrani, zgromadzili się po przeciwnej stronie trybuny. W asyście służby weszli na trybunę czterej stryjowie Popiela: Jaropełk, Mścibor, Przemił i Miłosz. Oczekiwano teraz na knezia Popiela Drugiego i rzeczywiście za chwilę, z niesamowitym wrzaskiem i chichotem, na trybunę wtoczyła się liczna grupa młodzików, mocno już podchmielonych, z kneziem na czele. Siedli byle gdzie, obficie pociągajac z glinianych gąsiorów. Zapanowało ogólne oburzenie. Tymczasem zadęto w surmy i trąby i najstarszy z rodu Popielidów - Przemił - przemówił do zebranych:
- Wielki spotyka mnie zaszczyt powitać na dzisiejszym turnieju knezia Popiela Drugiego i jego świtę. Takoż serdecznie witam ród Myszków i ich najdorodniejszą córę - Ludgardę. Z nie mniejszym szacunkiem ukłony składam mieszkańcom tego grodu i zapraszam wszystkich do zabawy.
- A gdzie nowiny?
- Czekamy na nowiny!!!
- Nasamprzód bawmy się i weselmy - na nowiny czas będzie zaraz potem!
I rozpoczął się turniej wspaniały. Najpierw wniesiono ogromne słomiane tarcze, odmierzono dwieście kroków i rozpoczął się konkurs w strzelaniu do tarczy. Rychło wyłoniono zwycięzcę, któremu wieniec wręczyła piękna Ludgarda, przy ogromnej owacji tłumu. Za moment na udeptaną ziemię weszli wojowie z dzidami i jęli popisywać się sztuczkami rozmaitymi, precyzją i dokładnością we władaniu bronią. Po nich miejsce zajęli wojowie z ogromnymi toporami w dłoniach. Tu zachwytom nie było końca. Topory przecie były niewiarygodnie ciężkie, a wymachiwano nimi niczym piórkami. W dodatku słońce przepięknie odbijało się w wypolerowanych ostrzach. I tu laury wręczyła Ludgarda. Atmosfera była znakomita, oklaskom nie było końca. Lada moment oczekiwano uroczystego oznajmienia o zaręczynach knezia, o czym zresztą od dawna mówiło się głośno. Nagle zrobiło się jakieś dziwne zamieszanie. Oto jeden z kompanów Popiela, widać potężnie zamroczony wypitym w nadmiarze miodem, rzucił się w kierunku Ludgardy! W obronie siostry wystąpił brat najstarszy, wywiązała się paskudna szamotanina, aż wreszcie krewki Myszko ciął mieczem napastnika, srogo go kalecząc. Turniej został przerwany, o zaręczynach mowy być nie mogło. Wkrótce doszło do wielkiej waśni między rodem Myszków i Popielów, ale to już inna historia. Dość, że po tym przykrym wydarzeniu Popiel przywiózł sobie brzydką, rudą Niemkę Gryzeldę, którą rychło pojął za żonę. Dobrali się jak w garncu maku! Kruszwica zamieniła się w najgorsze, najbardziej paskudne pijackie grodzisko, ludzie opuszczali w popłochu swe domy. Ale Gryzeldzie i Popielowi wszystkiego było mało, tedy postanowili pozbyć się wścibskich i sarkających stryjców. Zaprosili ich dnia pewnego na ucztę i poczęstowali winem z trucizną, a gdy pomarli, rzucono do Gopła ich ciała bez odrobiny szacunku. Wreszcie Popiel Drugi mógł robić, co chciał! Wreszcie nikt nie udzielał mu rad, nie zakazywał, nie nakazywał. Wreszcie był panem wszystkiego, co go otaczało. Ale...
Zdrada! Zdrada!
Okrutna zdrada!
Kneź Popiel Stryjców
Podstępnie zgładził!
To zbrodnia - ach!
To zbrodnia - ach!
To strach, to strach!
To zdrady smak!

Hańba! Hańba!
Straszliwa hańba!
Już fale Gopła
Rozpaczą szumią
I ronią łzy!
Już ronią łzy!
Już braknie sił!
Już serce drży!

Dosyć! Dosyć!
Już zbrodni dosyć!
Nadeszła chwila
Wymierzyć karę
Za każde zło!
Za każde zło
Wymierzy los
Straszliwy cios!
Wiadomość o zbrodni rozeszła się lotem błyskawicy. Nikt jednakże nie miał odwagi przeciwstawić się Popielowi i jego żonie Gryzeldzie. Wszyscy byli jak sparaliżowani. Tymczasem Popiel i Gryzelda, chcąc zagłuszyć wyrzuty sumienia, ucztowali bez ustanku. Nagle do biesiadnej izby wpadło dwóch kompanów Popiela - Myślimir i Myślibor.
- Kneziu! Jakem Myślibor - czar jakowyś ani chybi ktoś rzucił!
- Jakem Myślimir - prawdę on rzecze!
- Spokojnie druhowie, bez paniki. Rozum wam odjęło, czy co? A bierzcie kielichy i siadajcie ucztować z nami.
- Myślibor nie kłamał - czary...
- Czary kneziu, czary!
- Cóż do kroćset?! Mówcie!
- Ciała twoich stryjców woda poniosła ku drugiemu brzegowi i tam z tych ciał wylęgły się niezliczone stada... myszy!!!
- Myszy kneziu, myszy!
- Dosyć tych bzdur, opanujcie się! I mówcie jeszcze raz, co sie dzieje.
- Ogromne, niezliczone stada myszy zbliżają się do twego domu, panie!
- Myszy?!
- A czyż nie słyszysz ich straszliwego pisku?
- Coć...coś przecie...słyszę!...
- Ratujmy się, kneziu, one wszystko na swej drodze niszczą!
- Stać, tchórze! Brać mi natychmiast kije w dłonie i ruszamy tłuc to paskudztwo! Służba!!!
- Kneziu, służba uciekła...
- Co takiego?!
- Popielu, już widać myszy na schodach!!!
- Już podchodzą pod drzwi!!!
- Dalej wszyscy na wieżę!
I pomknęli ile sił po schodach. Tymczasem za nimi już pędziły pierwsze gryzonie. Zdawało się, że jakaś szara rzeka zalewa podwórzec i shchody. Gdzie okiem sięgnąć, tam wszędzie myszy, myszy, myszy.
- Zamykać drzwi! Tu na szczycie wieży nas nie dopadną. A która wlezie przez drzwi - już po niej. Tłuc, ile wlezie!
- Popielu, myszy wspinają się po murze!...
- Już po nas! Rety! Ratuj się, kto może!
- Spokój! Zostać na stanowiskach! Nie damy się, nie da...
I przez okna, przez drzwi, przez szczeliny w murze wlała się na wieżę szara, nieskończona mysia rzeka i pochłonęła, co znalazła na swej drodze. I tak zakończyła się historia strasznego Popiela Drugiego, który był tak złym człowiekiem, że nie cofnął się nawet przed zabójstwem. Do dziś opowiadają o nim legendy. Ba! Nawet pokazują w Kruszwicy wieżę, na której to myszy miały zagryźć Popiela. Czy to prawda? Cóż, inni jeszcze mówią, że to nie myszy, a ród Myszków napadł na knezia z rodu Popielidów. A jak było na prawdę? Cóż, tego pewnie nigdy się nie dowiemy.
Legenda już skończyła się
O myszach i Popielu.
Czy prawdy w niej
Choć krztyna jest?
Odgadnij przyjacielu,
Uwierz w nią lub nie...

Gopło, Gopło niebieskookie,
Ty, co zazdrośnie strzeżesz tajemnic,
Ty powiedz nam -
- Gopło, Gopło niebieskookie -
- Skąd taka siła w starej legendzie,
Że wieki trwa?

Słowiański żar gdzieś dawno zgasł,
Choć pieśni nucą drzewa
I żyje w nas
Przyszłości blask
I w sercach nam wciąż śpiewa
Czas, miniony czas.
koniec

Utwory chronione przez Stowarzyszenie Autorów ZAiKS. Wszelkie prawa zastrzeżone. www.agencja-as.pl