Top » Katalog » Baśnie i Legendy Polskie »
Kategorie
Piosenki (669)
Przysłowia Radiowe (58)
Rewia Viva (7)
Smoleniowe Bajanie (1)
W Karzełkowie (7)
Pastorałki (21)
Bajki (14)
Opowieści z Biblii (7)
Najpiękniejsze Bajki Świata (8)
Baśnie i Legendy Polskie (9)
Felietony Gazetowe (36)
Inne (3)



Wykonawcy
LEGENDA O LICZYRZEPIE muzyka Andrzej Mikołajczak
 

Dawno temu, przed wiekami,
Gdzie Sudetów pas w niebo się wrzyna,
Gród był piękny, co zwał się Świdnicą,
W nim piastowska prym wiodła rodzina.
Książę Bolko - pan najlepszy -
- Władał grodem zasobnym, bogatym,
Polskiej sprawie bez reszty oddany,
Znakiem jego był orzeł skrzydlaty.
Piastowska nasza, polska dziedzino,
Piastowska nasza dumna kraino,
Tobie żar serca i troski łza,
Tobie i życie nie żal by dać!
Tak legenda się zaczyna,
Razem z nami i ty jej posłuchaj
I w pamięci serdecznej ją zostaw -
- Może zda się jej zacna nauka?...
Piastowska nasza, polska dziedzino,
Piastowska nasza dumna kraino,
Tobie żar serca i troski łza,
Tobie i życie nie żal by dać!
Historia,którą chcemy wam dzisiaj opowiedzieć, ma swój początek w wieku czternastym. Wówczas panem na zamku w Świdnicy był Bolko Drugi. Świdnica zaś była miastem najzamożniejszym i najznaczniejszym na Śląsku. Miasto pod rządami Bolka stawało się coraz piękniejsze i bogatsze, w dodatku bardzo Polsce oddane, co było niezwykle ważne tu, gdzie wpływy czeskie były coraz poważniejsze. Dość, że książę Bolko rządził mądrze i wielce był przez poddanych lubiany. Pewnego dnia siedział na galerii swego zamku wraz ze swą małżonką - Agnieszką Austriacką - i obserwował bawiące się dzieci. Syn jego pierworodny był dumą Bolka i oczkiem w głowie. Jego płowa czupryna jaśniała wszędzie, jak najcieplejsze słonko. Obok zaś igrała córka Bolka - Ofka. Dziecko maleńkie jeszcze, lecz wielkiej już urody i gorącego serca.
- Synu mój i ty, córko - Pozdrawiam was i o zdrowie pytam.
- I my ciebie ojcze pozdrawiamy i do nóg się kłaniamy. Zdrowi zaś jesteśmy i uśmiechu w nas dostatek, choć moja siostra Ofka nieco dziś grymaśna.
- Grymaśna? Grymaśna! A przecie nie spaśna!!!
- Milcz, błaźnie mój i zaprzestań swoich głupich dowcipów, gdy z dziećmi swoimi dysputę toczę!
- Wola twoja panie, więc niech się tak stanie, mój panie-tyranie!
- A żesz ty wszeteczny krotochwilniku! Wiesz, jak cię lubię, więc kary unikniesz. Ale bacz, aby dzieci z tobą i opiekę i zabawę miały.
I tu błazen księcia Bolka kontynuował swoją zabawę z dziećmi. Niestety, pech jakowyś sprawił, że niebacznie przez błazna rzucony  kamień trafił w głowę najukochańszego syna Bolkowego, śmiertelnie go raniąc.                                                  
- Książę! Panie! Nieszczęście wielkie!
- Mówcie, a żywo, co się stało?!
- Syn twój, książę, śmiertelnie raniony!!!
- Syn mój?! Na Boga! A czyjaż to sprawa?!
- Błazen twój, panie, nieopatrznie rzucając w zabawie kamieniem, trafił tak nieszczęśliwie, że...
- Dość!!! Natychmiast zbrodniarza przed me oblicze postawić!
- Książę! Jam nie winien! To był wypadek!...
- Wypadek! Gardłem zapłacisz!!!
Wkrótce też w pobliskim Bolkowie sąd pospieszny nad błaznem odprawiono i skazano nieszczęśnika na ścięcie. Egzekucję wykonano a na miejscu kaźni wystawiono krzyż kamienny. Legenda zaś głosi, że w letnie noce spod tego krzyża wyrusza duch niesłusznie aż tak srogo ukaranego błazna i poszukuje zemsty na księciu Bolku. Jedno wszakże jest pewne: Książę utracił swego jedynego dziedzica i nic nie potrafiło już przywrócić mu radości i uśmiechu. Chociaż... Kiedy syna, zwanego Małym, zabrakło, córka Ofka stała się z dnia na dzień oczkiem w głowie Bolka. Bo też i śliczna i wesoła nad podziw była..
Na świdnickim zamku
Jeszcze smutku dość,
Na świdnickim zamku
Jeszcze tyle trosk.
Ale już powoli,
Ale już nieśmiało
Przeszłość w dal odchodzi
Jak niedobry sen.
Ofka! Ofka niebieskooka!
Ofka! Ofka! To dzieło jej!
Ofka! Ofka! Ech - złotowłosa!
Nadzieją jest!
Po śmierci swego brata księżniczka Ofka całkowicie objęła we władanie serce swego ojca - Bolka Świdnickiego. Nie było takiej rzeczy, której nie zrobiłby dla córki. Przeto otoczył ją przepychem i bogactwem, dwór sprawiając znakomity. Dwórki księżniczki Ofki pochodziły z najlepszych dworów w okolicy. Tedy dziewczę rosło w szczęściu i mądrości, w tej mądrości, którą daje towarzystwo ludzi przyjaznych i rozumnych.
- Księżniczko! Oto przyszedł wędrowny bajarz i chce ci opowiedzieć rzeczy niezwykłe a tajemnicze.
- Skąd jesteś, bajarzu?
- Zowią mnie starym Zychem. Przychodzę ja z gór, o piękna pani.
- A cóż to mi Zychu za opowieść z gór przynosisz?
- Pragnę ci, o pani, opowiedzieć legendę o cudownym mieszkańcu gór naszych, Sudetami zwanych.
- Cudownym, powiadasz?
- Tak, pani.
- Sudetów?
- Nieopodal, na Przedgórzu Sudeckim, znaczy nad rzeką Bystrzycą, gdzie i wasz gród, o pani, piastowski a stary się znajduje, tam mieszka On.
- On? A któż to jest, zacny Zychu, że z takim szacunkiem a poważaniem o nim opowiadasz?
- Liczyrzepa!
- Liczyrzepa? Wprawdzie niania moja wspominała mi onegdaj o rozmaitych stworach, zamieszkujących góry, ale sądziłam, że to jeno baśnie.
- Baśnie? Zapytaj pani okoliczną ludność, to usłyszysz rzeczy, o jakich się nikomu nie śniło!
- Czy chcesz mi Zychu powiedzieć, że twój Liczyrzepa cuda czyni?!
- Nie kpij, o pani, ze starca, lecz uwierz mi, że na świecie żyją stwory rozmaite a przedziwne i nam, śmiertelnym, nie godzi się stawać z nimi w zawody, a tym bardziej szydzić z nich, gdyż...
- Dość, mój poczciwy Zychu, dość. Wystarczy, iż i ja i moje dwórki wysłuchałyśmy twoich opowieści o tym całym... jak mu? Acha! O Liczyrzepie! Wystarczy! Teraz chcę już odpocząć, bo zbytnio swoją młodą głowę zafrasowałam niesamowitymi opowieściami. Dziewczyny - do mnie, a żywo! Śmiejmy się i bawmy! Tańczmy i śpiewajmy! No, dlaczego tak stoicie? Dalej!!!
Tańczyć, śpiewać, śmiać się z całych sił!
Tańczyć, śpiewać i używać dni!
Póki młodość i beztroska trwa,
Póki młodość nas w swej mocy ma!
Bawmy się wesoło!
Śmiejmy się do łez!
Cieszmy się wokoło,
Póki młodość jest!
Póki z głłębi serca
Płynie nasza pieśń
Tańczyć, śpiewać, w oczach niecić blask!
Tańczyć, śpiewać i doganiać czas!
Póki młodość i beztroska trwa,
Póki młodość nas w swej mocy ma!
Bawmy się wesoło!
Śmiejmy się do łez!
Cieszmy się wokoło,
Póki młodość jest!
Póki z głębi serc
Płynie nasza pieśń!
Opowieść starego Zycha dziwnie utkwiła w głowie ślicznej Ofki. Ponieważ jednak życie nie szczędziło księżniczce wydarzeń, szybko zapomniała o dziwnym stworze, zamieszkującym górskie szczyty. Przyszło jej to tym łatwiej, że właśnie w gości do Świdnicy zjechał wraz z rodzicami z odległego Raciborza młody dziedzic - Mieszko. Urody niepospolitej, mądrości takoż. Korzystając ze sposobności, skłonił się pięknej Ofce.
- O pani, prawdę mówili ci, którzy twoją urodę wysławiali.
- Mości książę, czy tylko tyle masz mi do powiedzenia?
- Ofko, księżniczko, ja...
- Ty? Cóż ty? Ledwie w odwiedziny do ojca mego przybyłeś, a już  dworskie banały mi prawisz?
- Kiedy ja...
- Tak, wiem, tylko to wam paniczom przychodzi do głowy, czego was wyuczą. Czyż nie lepiej opowiedzieć o sobie?
- Ależ Ofko, czymże ja mógłbym cię zainteresować?
- Czymże? A ot choćby swoją znajomością legend i przypowieści ludowych.
- Legend? Przypowieści?!
- A słyszałeś ty o Liczyrzepie?
- O Liczyrzepie? Toć to postać wszystkim znana, przeto myślałem, że ty, księżniczko, wiesz o nim wszystko.
- No... niby, ten... tego. Wiem! A jakże! Ale jeśli jest ktoś, kto wie ode mnie więcej, to...
- A, Ofko, widzę, że ojciec twój - Bolko - wychował cię na zacną i mądrą dziewczynę. Skoro więc chcesz słuchać opowieści moich, tedy słuchaj. Otóż i w moich stronach ludzie powiadają, że w pobliskim Świdnicy masywie Jesionika zamieszkuje stwór dziwny, Liczyrzepą zwany.
- A ja myślałam, że to jeno wytwór wyobraźni ludu mego...
- Nie, Ofko. Znane są liczne świadectwa, jak ów Liczyrzepa wygląda. Jedni mówią, że to tylko karzeł nikczemnej postury...
- Mnie zaś opowiadano, że to człek w surdut długi odziany, z brodą do ziemi i głową kozła...
- Dalibóg, są i tacy, którzy opowiadają, że on sępa przypomina, w długi, trójzębny ogon przyozdobionego!
- A cóż ty o tym sądzisz?
- Ja? Cóż, skoro w ustach tak pięknych, jak twoje, Ofko, imię jego mieszka, tedy sądzę...
- Nie sądźmy, abyśmy nie byli sądzeni - powiada stare przysłowie, więc dajmy pokój komplementom.
- Jednakowoż, Ofko...
- Jednakowoż, książę?
- Wybierzmy się razem w góry, to może i Liczyrzepę razem ujrzymy?
- Poszedłbyś ze mną w góry?!
- Ech, Ofko, pięknaś taka, że na koniec świata bym z tobą szedł!
- Prawdę rzeczesz?
- Prawdę najszczerszą!
- Tedy idźmy w góry, póki słońce wysoko!
- Tedy idźmy!!!
Tyle różnych opowieści
Zna już o nim lud,
A nam w głowie się nie mieści,
Nam zwyczajnie braknie słów!
Z głową orła, z głową sępa?
Bądź też koźle rogi ma?
Kto go widział kto spamiętał,
Kim jest dziwna postać ta?
Liczyrzepa, Liczyrzepa - władca gór!
Liczyrzepa, Liczyrzepa -
- Skąd on wziął się właśnie tu?
Liczyrzepa, Liczyrzepa - władca gór!
Liczyrzepa, Liczyrzepa -
- Postać z jawy to czy snu?
Surdut na nim wisi czarny,
Czy sukmanę ma jak kmieć?
Czy też stwór ów legendarny
Brodę kozła może mieć?
Liczyrzepa, Liczyrzepa - władca gór!
Liczyrzepa, Liczyrzepa -
Skąd on wziął się właśnie tu?
Liczyrzepa, Liczyrzepa - władca gór!
Liczyrzepa, Liczyrzepa -
- Postać z jawy to czy snu?
*
Oto dalej opowieść się toczy,
Więc wraz z nami posłuchaj i ty,
A słuchając - ukradkiem zmruż oko,
Byś z legendy nie stracił tej nic.
Ofka - córka Bolkowa jedyna -
- W księcia Mieszka wpatrzona jak w cud,
O miłości już marzyć zaczyna,
Boć on dzielny i silny jak tur!

Księżniczka Ofka i jej rówieśnik - Mieszko - spacerowali od kilku już godzin po górskich masywach przekomarzając się wzajem. Słonko przyświecało radośnie a wesołe dworki księżniczki uganiały się rozbawione po zielonych polach, łąkach i skałach. Nagle tę sielską zgoła atmosferę przerwały jakieś dziwne pomruki, wydobywające się jakby z górskich szczytów.
- Mieszko! Książę! Czy słyszysz to, co ja?
- Słyszę księżniczko, choć doprawdy nie ma powodów do obaw.
- A czyż nie czujesz, że ziemia drży pod naszymi stopami?!
- Cóż, czuję, ale...
- Ale? A czyż przypadkiem to nie Liczyrzepa sroży się hen tam, wysoko?
- Liczyrzepa? Przecie on podobno ludziom krzywdy nie czyni?
- Mieszko! Tedy nie wiesz, że sromotnie przez ludzi doświadczony, oszukany i okpiony poprzysiągł rodzajowi ludzkiemu zemstę?
- Liczyrzepa?!
- Tak! Powiadają, że włóczy się on po górach pod różnymi postaciami i tylko patrzy, komu jakiego fatalnego figla wypłatać.
- E tam, ludzkie gadanie!
- Ludzkie gadanie? A czy wiesz, co opowiadał nam stary Zych, który wszelkie tajemnice gór posiadł?
- Co powiadał stary Zych? A toż to tylko ludowe bajania!
W tym momencie ziemia zadrżała z całych sił, a za leżącego hen, daleko, między Bramą Morawską a Kotliną kłodzką szczytu nazywanego Pradziadem buchnęła jasność straszliwa i nagła.
- Panie Jezu! Ratuj dusze nasze niegodne a grzeszne!!!
- Ofko! Nie lękaj się! Jestem przy tobie! Ponadto zważ na swe dworki, które mało ducha nie oddadzą ze strachu. Odwagi!
Dworki tymczasem piszczały niemiłosiernie, przebierając nogami i rwąc sobie włosy z głowy. Sytuacja stawała się poważna. Mieszko uznał, że czas co prędzej wracać do zamku. Niestety, było już za późno. Nagle ze szczytu, nazywanego Biskupią Kopą runęło coś straszliwego w dół, porywając za sobą kamienną lawinę. Ziemia dygotała pod stopami, ogień straszliwy rozpalał się wokół i słychać było jakowyś przeraźliwy skowyt czy też śmiech. Nie było wątpliwości - zbliżał się Duch Gór - sam Liczyrzepa!

- Ha! Ha! Ha! Pokażę ja wam, kto to Liczyrzepa! Dam ja wam śmiechy sobie ze mnie urządzać! Popamiętacie mnie na zawsze! Robaszki moje ludzkie!
- Liczyrzepo!!!
Lecz zanim Mieszko zdążył napiąć muskuły, zanim zdążył wykonać jakikolwiek ruch w obronie Ofki, legł na murawie jak rażony piorunem. Tymczasem przerażone dworki zarzuciły sobie na głowy barwne spódnice i piszcząc przeraźliwie nosa spod nich nie wyściubiały. Ale trwało to ledwie chwilę i gdy spojrzała mu prosto a głęboko w oczy, czy to widok niesamowitego potwora, czy to zwykła niewieścia słabość, dość, że nagle zabrakło jej tchu, świat zawirował jak szalony i straciła przytomność. Ale najgorsze było dopiero przed nią...
Świat się kręci jak szalony:
Co się dzieje - któż to wie?
Co się dzieje - któż to wie?
W głowie, zda się, biją dzwony:
Boże Wielki - ratuj mnie!
Boże Wielki - ratuj mnie!
Niebezpieczeństwo!
Niebezpieczeństwo!
Pamięć zawodzi,
Wzrok i słuch!
Niebezpieczeństwo!
Niebezpieczeństwo!
Groza się rodzi!
Braknie tchu!
Ofka otworzyła pierw jedno oko, potem drugie... Była w jakimś dziwnym miejscu. Skąd się tu wzięła? Początkowo niewiele pamiętała. Za moment jednak wróciła świadomość, przypomniał jej się Mieszko, spacer wśród gór i jej ukochane dworki... Boże! Strach przebiegł młodej księżniczce po plecach. Ta jaskinia? Ta ciemność, ledwie rozświetlona pochodnia?
- Gdzie jestem? Co się takiego wydarzyło? Skąd ta ciemność i ten straszliwy ból głowy?!
Nagle zadrżała ziemia i w oddali, w przeświecie skał, ukazała się jakaś wielka jasność. Oto nadchodzi ON! Ofka nagle przypomniała sobie wszystko. Tak! Wiedziała już, że została porwana przez Liczyrzepę! I w dodatku właśnie nadchodził!!!
- Ofko! Księżniczko! Piękna ty moja!...
- Liczyrzepo! Jak mogłeś?...
-Jak mogłem? A czyż to moja wina, że jesteś piękniejsza, niż pogodny poranek? A czyż to moja wina, że twoje włosy przypominają złote zorze? A czyż to ja sprawiłem, że w oczach twoich przegląda się nieprzebrana toń jezior? Ofko! Czekałem na ciebie tysiące lat!
- Liczyrzepo! Jak śmiesz mówić do mnie tak nieprzyzwoite rzeczy? Czyż nie wiesz, że jestem z zacnego rodu? Że jestem jedynym już dzieckiem wspaniałego księcia Bolka Świdnickiego? Czyż nie wiesz...
- Zamilcz!
- Liczyrzepo!...
- Milcz!!! W mojej jesteś mocy i tylko ja będę decydował o losie twoim!
I na tym nagle urwała się rozmowa więzionej księżniczki i górskiego ducha. Liczyrzepa zniknął na kilka dni. Ofka, początkowo przerażona, potem znudzona, zaczęła rozglądać się wokół po jaskini. Nic szczególnego nie przykuło jej uwagi. Wyjrzała więc nieśmiało z jaskini i oczom jej ukazał się widok dziwny zaiste. Oto Liczyrzepa, wzorem okolicznych biedaków, uprawiał na małym poletku rzepę! Codziennie podlewał rzepki starannie i długo, następnie siadał wśród nich i liczył je skrupulatnie. Gdy wrócił któregoś dnia z pola, Ofka zapytała go, po co uprawia owe rzepki.
- Widzisz, księżniczko, rzepki te są zaczarowane. Jeśli kto wypowie życzenie, stają się one w mgnieniu oka wymarzonym przedmiotem bądź wymarzoną osobą.
- Czy zatem i ja mogłabym zamienić takie rzepki w postaci mi bliskie?
- Tak, jeśli tylko nie wymówisz imienia Mieszka, bo jest to zaklęcie, które sprawia, że rzepki więdną...
- Zatem, jeśli prawdę rzeczesz, przynieś mi tyle rzepek, ile liczył panien mój dwór i zamień je w moje ukochane dworki.
- Niech się tak stanie!
I rzeczywiście, za moment Liczyrzepa z rzepek wyczarował dworki księżniczki Ofki. Radości nie było końca! Dziewczyny płakały i ściskały księżniczkę Ofkę. W pewnej jednak chwili Ofka, nie mogąc oprzec się ciekawości, spytała, cóż się stało z jej ukochanym Mieszkiem. I tu stała się rzecz straszna - dworki skurczyły się, zszarzały, wreszcie zamieniły się w uwiędłe rzepki! A więc Liczyrzepa mówił prawdę! Jeśli tak, pomyślała Ofka, okpię cię tak, jak nikt dotąd!
Liczyrzepo, wielki panie,
Jeśli szczęścia mego chcesz,
Dobroczyńcą mym się staniesz,
Jeśli będziesz miał ten gest.
Chcę mieć rumaka, chcę bułanego,
Wiatronogiego, niedościgłego!
Chcę mieć rumaka właśnie takiego,
Abym dla niego, bym się wyzbyła
Smutku wszelkiego!
Liczyrzepo, duchu zacny,
Jeśli chcesz, bym śmiała się,
Oto sposób masz tu łacny -
- Cóż dla ciebie taka rzecz?
Liczyrzepo, górski książę,
Mym pragnieniom sprostaj raz!
Ufam, że postąpisz mądrze,
Oto przyszedł próby czas!
- A więc jak, Liczyrzepo? Albo twoja miłość do mnie jest udawaną, albo pozwolisz mi, abym wyczarowała z twojej rzepy pięknego rumaka?
- Ofko, wiesz, że porwałem cie tylko po to, aby zdobyć twą miłość! Po cóż ci jednak rumak? Gdzie będziesz nim ujeżdżać? Czyż moja jaskinia ci nie wystarcza?
- Albo mnie miłujesz, albo wszystko, co mówisz to tylko igraszka...
- Przebóg! Tylko... tylko, że twoje codzienne prośby o wyczarowanie coraz to nowych dworek poważnie uszczupliły moje poletko z rzepami. Ostała mi się już jeno jedna, ostatnia rzepka...
- A więc to tak? A więc żal ci poświęcić dla mnie tej lichej, mizernej rzepy?
- Ofko, ulituj się? A nade mną kto się ulituje? Nawet nędzna rzepa jest więcej warta, od moich marzeń!
- Nie! Po stokroć nie!
I Liczyrzepa chcąc nie chcąc udał się na poletko ze swoimi rzepkami. Długo oglądał tę jedną, jedyną, która mu pozostała, wreszcie wzdychając głęboko, jednym szarpnięciem, wyrwał ją z ziemi. Przyniósł ją do jaskini, położył przed księżniczką i rzekł:
- Oto uczyniłem rzecz straszną i wielką zarazem. Wyrwałem ostatnią rzepę z mojego poletka, aby sprawić ci, Ofko, przyjemność. Tedy powiedz, czy zechcesz być moją... żoną?!
- Żoną?! Liczyrzepo!
- Pytam cię raz jeszcze: będziesz moją żoną?!
- Liczy...rze...po... No, Doooobrze... Ale pod jednym warunkiem!
- Spełniłem i spełnię każde twe życzenie!
- A więc zamień pierwej tę ostatnią rzepę w rumaka!
- A potem będziesz moją...?
- Będę.
- A więc - niech się stanie!!!
I w jednej chwili przed Ofką stanął dorodny rumak. Nie bacząc na nic księżniczka wskoczyła na konia i pomknęła przed siebie! Nie zatrzymała się aż na dworze swego ojca. Tam wpadła prosto w ramiona Mieszka, który poszukiwał ją bezskutecznie od wielu dni. Nie muszę wam przeto mówić iż niebawem odbyło się huczne weselisko! A Liczyrzepa? Cóż, powiadają, że przejął się zdradą Ofki okrutnie i któregoś dnia odnowił swoje poletko z rzepami. Ponoć wieczorami można ujrzeć w poświacie chmur Liczyrzepę, jak liczy swoje rzepki. Ale to przecież tylko legenda...
Legenda nasza już z wolna kończy się,
Legenda o Liczyrzepie.
Kto ją spamięta, kto ją potrafi
Innym przekazać najlepiej?
Śpiewaj, ach śpiewaj bez końca,
Śpiewaj o duchu gór!
Śpiewaj, ach śpiewaj bez końca,
Śpiewaj o duchu gór!
Śpiewaj, ach śpiewaj bez końca,
By przeszłość odżyła znów!
Śpiewaj, ach śpiewaj bez końca,
Śpiewaj o duchu gór!
Niech dłoń struna potrąca,
W których tkwi polski, najszczerszy ton!
Legendy przyszedł kres, lecz jej mądrość lud
Powtarza już od stuleci,
Bo w niej się mieści wiara, nadzieja
W to, że lepszy świt zaświeci.

koniec

Utwory chronione przez Stowarzyszenie Autorów ZAiKS. Wszelkie prawa zastrzeżone. www.agencja-as.pl