Top » Katalog » Baśnie i Legendy Polskie »
Kategorie
Piosenki (669)
Przysłowia Radiowe (58)
Rewia Viva (7)
Smoleniowe Bajanie (1)
W Karzełkowie (7)
Pastorałki (21)
Bajki (14)
Opowieści z Biblii (7)
Najpiękniejsze Bajki Świata (8)
Baśnie i Legendy Polskie (9)
Felietony Gazetowe (36)
Inne (3)



Wykonawcy
LEGENDA O PANU TWARDOWSKIM muzyka Andrzej Mikołajczak
 

Pokolenia dziedziców piastowych
Tu stawiały przez lata swój dom
I uczyły się polskiej strzec mowy,
Gdy nad krajem na trwogę bił dzwon.

Tutaj Wisła, tu rzeka głębinna,
Tu skowronek wysoko wśród chmur,
Tu krajobraz jedyny - nasz - polski,
Tu gdzie wierzby drzemiące wśród pól.

O tej ziemi moc ksiąg napisano,
O niej pieśni śpiewano po świt,
O niej baśnie przez wieki bajano -
- Dziś legendy posłuchaj i ty.

Ziemio nasza, ty ziemio rodzinna,
Tu Lechitów rozpoczął się ród,
Tu królewski wił orzeł swe gniazda,
Stąd rycerstwo szło z wrogiem na bój.
Historia ta wydarzyła się dawno, bardzo dawno temu. Na polskim tronie zasiadał król Zygmunt Stary, a granice naszego kraju były szeroko otwarte na nowe prądy, które niosła ze sobę epoka zwana Odrodzeniem. W owym czasie przybył na studia w niemieckim mieście Wittenberga pewien szlachcic, nazwiskiem Twardowski. Człowiek zaiste wielce wesoły i do figli skory, nie stroniący przy tym od kielicha. Studiował niezbyt pilnie medycynę, choć w chwilach wolnych od hulanek i psot zawzięcie oddawał się naukom tajemnym. A zarówno astrologia, magia jak i alchemia wielce wówczas były popularne i wielu ludzi nimi się zajmowało. Wróćmy jednak do naszego bohatera Twardowskiego. Otóż dnia pewnego zastukał do domu studenta Twardowskiego jego kolega, także student uniwersytetu w Wittenberdze, Franciszek Krasiński, rodu zacnego.
- Przyjacielu mój, oto przyprowadziłem ci pewnego człeka. Otóż twierdzi on, iż posiada przedmiot szczególny, mający przedziwne właściwości magiczne.
- Kimże jesteś?
- Nazywam sie Dhur, łaskawy panie. Heinz Dhur.
- Sądząc po twej postaci mizernej, nie jesteś ty szlachcicem.Zatem?
- Łaskawy panie, rodu jestem niegodnego, jednakże wielce interesuję się magią i czarnoksięstwem, jako i ty.
 - No, no, patrzcie, ten hultaj porównuje sie ze mną!
- Wybacz panie, ale przyprowadził mnie tu twój kolega, wielce szanowny pan Franciszek Krasiński. Wedle niego łaskawy pan będzie zainteresowany przedmiotem, który nabyłem od pewnego wędrownego maga...
- Nabyłeś od maga?! A pokazuj mi łaskawco to natychmiast, nie czekaj, bo umrę z ciekawości!!!
- Oto cudowne zwierciadło, wykonane z prawdziwego, białego metalu.
- Rzeczywiście niezwykłe!
- Spójrz panie, jakie piękne arabeski widnieją na oprawie zwierciadła.
- Zaiste przepiękne. A czymże szczególnym jeszcze to zwierciadło się wyróżnia?
- Oto panie, kto pochyli się nad jego gładką powierzchnią, kto skupi się na jego głębi, ten w lustrze owym dostrzeże to, czego inaczej ujrzeć nie zdoła.
- Mów dalej... Mów, szanowny panie Dhur, ile chcesz za to zwierciadło?
- Nie oddałbym go za nic, gdyby nie kosztowne eksperymenty, które doprowadzić mają mnie do odkrycia kamienia filozoficznego, który metale w złoto przemienia. Otóż panie, daj mi - o tę! - sakiewkę złota.
- A bestio szczwana! Sakiewkę złota za lusterko?!
- Zaiste, niezwyczajny to przedmiot. Zwłaszcza, że podobno ujrzeć w nim można samego... diabła!
- Diabła, powiadasz? Ha, diabła... Cóż, tedy żegnaj sakiewko! Bierz złoto, panie Dhur i dawaj zwierciadło!
- Bierz, łaskawy panie, ale bacz, że diabeł nie śpi. Tedy na próżno go nie wołaj, abyś tego nie żałował.
- Jak śmiesz mnie pouczać?! Bierz sakiewkę i wynocha!!!
- Panie, ostrzegam cię!
- Precz!!!
W kruchy metal zaklęte,
Z dziwnych słów ornamentem,
Kto w nie spojrzy, ten zadrży jak liść!
A Twardowski się śmieje,
Wszak ma oto nadzieję
Z samym diabłem spróbować swych sił.

Czarodziejskie zwierciadło,
Które sekret posiadło,
Które czarów zna moc!
Czarodziejskie zwierciadło,
Które przyszłość odgadło
I tajemny zna los!
Od czasu nabycia tajemniczego lustra zmienił się Twardowski bardzo.Przede wszystkim, ku zdumieniu dotychczasowych kompanów i towarzyszy wesołych pijatyk, zaprzestał hulaszczego trybu życia i wielce przykładał się do nauki. Takoż wkrótce stał się znany wśród braci studenckiej ze swej wiedzy ogromnej i sporych doświadczeń praktycznych. Jednocześnie długo w nocy siedział zamknięty w pokoju, gdzie czynił rozmaite tajemne doświadczenia. Co rusz przynosił do onej pracowni góry różnego rodzaju szklanych retort, kolb i innych naczyń. Takoż stał się częstym klientem u miejscowych alchemików i zielarzy. Zaczęto nawet poszeptywać, że Twardowski znalazł sposób na produkcję złota. Ale były to tylko zwykłe plotki. Pewnego dnia zaszedł do Twardowskiego jego przyjaciel Krasiński.
- I cóż to, zapominasz o swoim druhu?!
- Gdybyś widział to, co ja widziałem, gdybyś doświadczył tego, czego ja doświadczyłem...
- Skąd u ciebie taka wielka egzaltacja?
- Może i ty spojrzysz w głębię tego zwierciadła? Chodź, musisz i ty doświadczyć tego...
- Uspokój się!...
Widząc Krasiński, iż jego przyjaciel ani myśli z nim rozmawiać na inne tematy, niż czarnoksięstwo, magia i alchemia, szybko pożegnał się i - ukradkiem kreśląc w powietrzu znak krzyża - udał się na swoją kwaterę. Niebawem też przyszło i jemu i Twardowskiemu opuścić wielce szacowne miasto Wittenbergę, gdyż przyszedł kres ich studiowania. Zabrali bagaże i udali się do Krakowa, gdzie wkrótce Krasiński przywdział sukienkę duchową i szybko zasiadł na biskupim stolcu w Krakowie. Takoż i Twardowski zamieszkał w Krakowie, gdzie podjął pracę lekarza. Rychło zyskał znaczny rozgłos i zasłynął ze swych ogromnych lekarskich zdolności. Niektórzy podejrzewali nawet Twardowskiego o kontakty ze złymi mocami, tak biegły był w medycznej sztuce.
Przypadłości przeróżne
Trapią ludzi od wieków -
- Choćbyś chciał, nie policzysz ich wprost.
Przeto znana to sprawa,
Że lekarzy i leków
Nigdy ludziom, przenigdy nie dość!

Ten za głowę się trzyma,
Bo migrena go toczy,
Więc specjały na ból chce brać.
Tamten znów ma fistułę,
Albo pryszczyk uroczy -
 - Wszystko jedno, lekarza mu dać!

Na odciski i łupież,
Na bolący paluszek,
Lada jaki a zdałby się lek,
Więc w tym miejscu niechcąco
I ja przyznać to muszę -
- Być lekarzem, niezgorsza to rzecz!
-Zaiste, niezbadane są twe możliwości, zwierciadełko moje. Choć w samej rzeczy tego jednego jak dotąd zgłębić nie miałem odwagi. Ciekawe... A gdyby tak choć spróbować, choć na moment... Nie! Toż to szaleństwo zupełne! A jednak... Coś do ucha mi szepce, coś namawia usilnie - spróbujemy! Nie, po co !... A jednak?... Czyż prawdą być może, by w głębi tego zwierciadła krył się sam Lucyper?... Ale co to?! Zwierciadło ciemnieje i mroczy się, zapach siarki... Czy może to być?! Nie, po co, nie chciałem!...
- Kłaniam się nisko waszci, trójgraniastym kapeluszem do samiutkiej ziemi!
- Kim jesteś?...
- Lucyper, do usług!
- Lucyper? Skąd przybywasz?...
- Z dna piekieł, a jakże!
- Wszelako któż cię tu wzywał?
- Ty, panie!
- Ja?!
- Już od lat wielu o niczym innym nie myślisz, tylko o tym, jak mnie zwabić do twojego zwierciadła. Przeto jestem na twe żądanie.
- Faktycznie, nie potrafię ukryć, że żądza jakaś pchała mnie...
- Zatem czegóż ode mnie oczekujesz, panie Twardowski?
- Czegóż oczekuję? A to paradne! Ja... chciałbym spytać...
- Śmiało, przyjacielu. Wszystkie moce piekielne mogą być na twe usługi.
- Moce piekielne? Czy to znaczy, że ja...
- Tak, będziesz miał wszystko, czego zechcesz. Będziesz znał najtajniejsze tajemnice, będziesz rozporządzał nieograniczoną władzą, ogromnymi skarbami, tylko...
- Tylko?...
- Tylko utocz kropelkę krwi z palca serdecznego i złóż tu podpis.
- Podpis?
- Cyrograf. Na tej tu, byczej skórze. Podpisujesz?
- I będę miał wszystko, czego zapragnę? I bogactwa, mądrości wszelakie?
- Wszystko! Jeśli podpiszesz...
- A jeśli podpisać nie zechcę?
- Twoja wola. Chociaż i tak i tak będę cię miał na piekielnych salonach. Tyle tylko, że...
- Że co?
- Że życie twoje będzie nudne i szare, upłynie w znoju i biedzie. Wybieraj!
- Wybrałem!!! Gdzie pióro?
- Pierw kropla krwi z serdecznego palca... O, tak! Teraz podpisuj!
- Na byczej skórze?
- Na byczej skórze. Załatwione! To mam cię bratku!!!
- Cóż to znaczy, Lucyperze?!
- A to tylko, że za dwa lata, kiedy spotkam cię w Rzymie - a zapewniam cię, że się tam wybierzesz! - wyciągnę ten cyrograf i zabiorę cię do piekła!!!
- A złoto? Mądrości? Co z tym wszystkim?! Czyżbyś miał słowa nie dotrzymać?
- Diabelskie słowo więcej warte niż słowo szlacheckie, tedy będziesz i mądry i bogaty, lecz jeno przez te dwa lata! Teraz bywaj i korzystaj z życia!!!
- Lucyperze!!!...
- Dwa lata! Pamiętaj - dwa lata! I - do zobaczenia w Rzymie! Ha! Ha! Ha! Hi! Hi! Hi!
Diabeł czmychnął kominem
I uleciał jak dym,
A Twadrowski wciąż nie wie,
Czy to sen mu się śni?

Wszakże w dłoni zwierciadło
I ta rysa na szkle...
A ten palec serdeczny -
- Wszak ta kropla, to krew!

Podpisany cyrograf,
Niebezpieczny to znak!
Podpisany cyrograf,
To diabelski jest pakt!
Podpisany cyrograf -
- O tak! O tak! O tak!

Wiele bogactw Twardowski
Zbierze, nim przyjdzie kres,
Nim w piekielne czeluści
Porwie go chytry bies.

A więc co się wydarzy?
Jak potoczy się gra?
Już niebawem, kochani,
Opowiemy to wam!

Podpisany cyrograf,
Niebezpieczny to znak!
Podpisany cyrograf,
To diabelski jest pakt!
Podpisany cyrograf -
O tak! O tak! O tak!
 
*
Oto znów się zaczyna opowieść,
Więc posłuchaj jej pilnie i zważ,
Jaka mądrość w niej drzemie ukryta,
Jaki morał wyciągnąć z niej masz?

Stara legendo, mądra legendo,
Szłaś tu przez wieki przez tyle dróg.
Stara legendo, mądra legendo,
Słuchał cię biedak, słuchał i król.
Stara legendo,mądra legendo,
Nie skąp nam zdarzeń, nie skąp i słów.
Stara legendo, mądra legendo,
Mów co masz mówić, mów dalej, mów!

Tymczasem na prawdę Twardowski używał życie, hulał, swawolił ile wlezie. Jego szaleńsze uczty były znane szeroko. Ludzie mówili , że czyni tak ze strachu, iż tak niewiele czasu zostawił mu diabeł. Ale diabelskie umiejętności wykorzystywał Twardowski do zgoła także odmiennych celów. Przeto znano go w okolicach Krakowa przede wszystkim jako znakomitego lekarza, co to na każdą chorobę sposób odnajdzie. Tymczasem zaś cała Rzeczpospolita żyła tragedią, która spotkała króla Zygmunta Augusta, ostatniego z rodu Jagiellonów. Oto właśnie zmarła bezpotomnie najukochańsza żona królewska - Barbara Radziwiłówna, której na tronie danym było zasiadać ledwie kilka miesięcy. Król okrutnie rozpaczał i chwytał się rozmaitych sposobów, aby znaleźć pociechę w rozpaczy. Dowiedziawszy się zaś o czynionych przez Twardowskiego niesamowitych rzeczach, przywołał go do siebie i rzekł:
- Słuchaj , mistrzu Twardowski! Dam ci złota tyle, ile zechcesz...
- Złota mi królu nie trzeba.
- Dam ci wszystko, czego zażądasz...
- Uczynię to, o co prosisz, dla ciebie panie i dla tej miłości, którą darzyłeś piękną twą królewską małżonkę Barbarę. Uczynię to bez obietnic i nagród.
- A więc odgadłeś, czego od ciebie żądam?!
- Tak, królu i sądzę, że potrafię sprawić, abyś znów ujrzał zmarłą królową.
- Cóż zatem uczynisz?
- Każ szczelnie okna zasłonić i zapalić jedną świecę w komnacie Barbary.
- Czyń dalej, co masz czynić...
- Spójrz teraz panie w to zwierciadło.
- Lustro jest mętne i obrazu żadnego nie oddaje...
- Zaczekaj jeszcze. A teraz?
- Jakowyś blask z niego bije, poraża oczy!
- Odwróć więc twarz od zwierciadła i spójrz na kirem obite ściany komnaty!
- Na Boga!!!
- Cóż widzisz?
- To ona! Poznaję! Barbaro!!! Lecz milczy...
- Czyż mało, że oczy twe patrzeć na nią mogą?
- Mało, zbyt mało, lecz czyżbym żądał za wiele?!
- Spójrz raz jeszcze panie, bo zjawa odejdzie za moment.
- Nie odchodź, Barbaro!!!
- Wszak musi...
- Barbaro!
- Odeszła.
- Mistrzu Twrdowski, czyż możesz raz jeszcze ucznić to samo?
- Wybacz, królu, ale lustro dwa razy tego smego pokazać nie umie.
- Żegnaj więc, mistrzu...
- Żegnaj, królu
Wielką sławą Twardowski się cieszy,
Cały Kraków aż huczy od plotek
O Zygmuncie i duchu Barbary.
Niestworzone się mówi wprost rzeczy,
Jak król rzucił dwie sakwy ze złotem,
By Twardowski powtórzył swe czary.

Atymczasem Lucyper czas liczy
I zaciera już łapy z radości -
- Wszak nadchodzi zapłaty godzina!
Lecz Twardowski znajduje sto przyczyn,
By do Rzymu nie udać się w gości,
Gdzie go diabeł ma prawo zatrzymać.

Plotko, plotko, stugębna nowino,
Cóż ty jeszcze wymyślisz - kto wie?
Plotko, plotko, gdy wieki przeminą,
Nie odgadnie nikt, ile w tobie prawdy na dnie!
W  jakiś czas po wizycie na królewskim dworze i przywołaniu ducha Barbary Radziwiłłówny udał się mistrz Twardowski w podróż do Wielkopolski. Za Wrześnią zatrzymał się w karczmie we wsi Nekla. Karczma zwała się "Wygoda", lecz zarówno gospodarz jak i sama karczma zgoła niewiele z wygodą mieli wspólnego. W dodatku w karczmie było niemiłosiernie brudno. Zeźlił się tedy Twardowski i spytał karczmarza o drogę do Iwna.
- Późno panie, ciemno, w dodatku droga fatalna. Gościniec zamienił się w jedno trzęsawisko. Tędy nikt nie przejedzie.
Zdenerwował sie Twardowski, wyszedł przed karczmę i Lucypera przywołuje.
- A, jestem, mistrzu Twardowski! Na twoje usługi! Tylko nie zapomnij, niebawem masz wyruszyć do Rzymu, skąd porwę cię do piekieł, zgodnie z cyrografem!!!
- Jeszcze czas, mości czarcie! A teraz masz mi natychmiast usypać piaszczystą groblę, ażebym i ja i potomni drogę mieli wygodną do Poznania!
Wicher zawył okrutnie, huknęły pioruny i rozszalała się burza okrutna. Nad ranem w miejsce paskudnych grzęzawisk droga wspaniała ukazała się oczom zdumionego karczmarza. Twardowski zaś wskoczył do karocy i pomknął groblą przed siebie. Gdzieś tylko z daleka dobiegał go chichot szatański i kpiący głos:
- Pamiętaj mistrzu - spotkamy się w Rzymie!!!
Do trzech razy sztuka -
- Myśli sobie bies,
Z tego zaś nauka,
Że komedii kres.

Choć na koniec świata
Chciałbyś uciec stąd,
Czeka cię zapłata
Za straszliwy błąd!

Pora ci Twardowski
Już do piekła iść!
Sztuczki twe szelmowskie
Nie poradzą nic!
Pora, przyszła pora,
By do piekła iść,
Sztuczki zaś, niestety,
Tu nie zmienią nic!
Pora ci Twardowski
Już do piekła iść!
Diabeł od tej pory nie odstępował Twardowskiego na krok. Sytuacja stawała się nie do zniesienia. Pewnego dnia uciekając przed Lucyperem Twardowski stanął w karczmie, aby koniom dać wytchnąć i samemu gardło miodem przepłukać. Niestety, wielce przesadził z gaszeniem pragnienia, albo też miód zbyt tęgi, dość, że w pewnej chwili karczma zamieniła się w wielką salę biesiadną. Twardowski stawiał wszystkim i do wszystkich przepijał. Jednocześnie chwalił się na prawo i lewo swymi diabelskimi sztuczkami i ani się spostrzegł, jak do karczmy wśliznął się gość nowy. Pierwej stanął pod ścianą i pilnie słuchał, wreszcie przysiadł się do wesołej kompanii i za szklanicę z miodem złapał. Ale nie pił.
- A czego to jegomość nie pije? Miodem Twardowskiego gardzisz?
- Patrzcie go, jaki hardy!
- Ejże, gościu... LUCYPER?!!!
Twardowski zrobił się blady, mimo wypitego trunku.
- Dajże mi wreszcie diable spokój!
- Mówiłem ci - spotkamy się w Rzymie!
- Mówiłeś, mówiłeś i co z tego? Jak się będę do Rzymu wybierał, dam ci znak!
- Wszak podpisałeś cyrograf krwią własną na byczej skórze?!
- Podpisałem i co z tego?
- A gdzież jest w takim razie verbum nobile? Gdzie to słynne słowo szlachcica?
- Verbum nobile? Słowo szlachcica?... Prawdę biesie rzeczesz. Słowo się rzekło, kobyłka u płotu. Dziś jeszcze, świtaniem, do Rzymu wyruszę, bo przecie słowo to słowo!
- Zaczekaj chwileczkę, mości Twardowski. Nigdzie jechać nie musisz, wszak ta karczma "RZYM" się nazywa!
- "RZYM" - powiadasz?...
- Mów karczmarzu, czyż nie jest tak?
- J...es...t!...
- A zatem, panie Twardowski?!
- Wygrałeś diable... Czyń swoją powinność!
- Kładę areszt na waszeci!!!
I zakotłowało się w powietrzu i zahuczało straszliwie. Przez komin wleciały do karczmy stada wron i kruków, zrobiło się pierwej ciemno, a następnie jasno jak w dzień. Zdawało się, że to ogień piekielny oświetlił karczemną izbę. I zanim się wszyscy obejrzeli, zanim zdołał Twardowski choć słowo pożegnania ze światem i wesołą kompanią wykrztusić, już diabeł uniósł go hen, wysoko, gdzieś tam, gdzie blask księżyca sączy swe smutne i zimne światło. Goście wybiegli z karczmy na podwórzec i spoglądali w kierunku księżyca, aż się niektórym zdawało, że Twardowski zatrzymał się na tym księżycu i stamtąd żałośnie na ziemię pogląda. Dość, że tak zakończyła się ta na poły prawdziwa, na poły nie, historia o szlachcicu, co to dla sławy i pieniędzy zaprzedał diabłu duszę. Zapewne tkwi w tej legendzie sporo prawdy. Jedno wszakże wam powiem, że lustro mistrza Twardowskiego do dziś znajduje się w kościele w Węgrowie, zawieszone wysoko, aby nikt niepowołany w nie nie zaglądał. A czy diabeł porwał Twardowskiego w karzmie "Rzym" w Wielkopolsce, czy też na Podlasiu - jakie to ma znaczenie? Jedno jest w tej legendzie najważniejsze - prędzej czy później za swoje czyny przyjdzie zdać rachunek. Prawda?
Ot, historia skończona,
Baśń to zatem czy fakt?
Spadła czasu zasłona
Na zdarzenia sprzed lat.
Co z Twardowskim się stało,
Dokąd porwał go biest?
Wiemy o tym tak mało,
Lecz nie w tym cała rzecz.

Legendo polska, stara legendo,
Tyś jest nadzieją dla naszych serc!
Legendo polska, stara legendo,
W tobie zaklęta ojczyzna jest!

Biegną lata i wieki,
Przemijają bez słów,
Jak zmrużenie powieki
Życie zdaje się już.
Lecz jest przecie rzecz święta,
Rzecz, co wielki sen ma -
- To jest polska legenda,
Ona żyje i trwa.

Legendo polska, stara legendo,
Tyś jest nadzieją dla naszych serc!
Legendo polska, stara legendo,
W tobie zaklęta ojczyzna jest!              
                   
koniec

Utwory chronione przez Stowarzyszenie Autorów ZAiKS. Wszelkie prawa zastrzeżone. www.agencja-as.pl