Top » Katalog » Najpiękniejsze Bajki Świata »
Kategorie
Piosenki (669)
Przysłowia Radiowe (58)
Rewia Viva (7)
Smoleniowe Bajanie (1)
W Karzełkowie (7)
Pastorałki (21)
Bajki (14)
Opowieści z Biblii (7)
Najpiękniejsze Bajki Świata (8)
Baśnie i Legendy Polskie (9)
Felietony Gazetowe (36)
Inne (3)



Wykonawcy
O DWUNASTU BRACIACH MIESIĄCACH
 

Narrator: Są takie opowieści, które nijak mają się do tego, co widzimy wokół. Mnóstwo w nich czarów, krasnali, czy zaczarowanych ptaków. Dorośli nazywają je bajkami. A dzieci często się zastanawiają, czy to prawda, o czym mówią bajki, czy tylko wytwór wyobraźni opowiadającego. Tymczasem kraina bajek istnieje naprawdę! To właśnie w niej rozgrywają się te wszystkie niesamowite opowieści, które tak lubicie. Zapewne zapytacie teraz, gdzie jest ów przedziwny kraj fantazji? Odpowiedź moja będzie krótka - nie wiem! Być może gdzieś tam, gdzie niebo styka się z ziemią, gdzieś za tą magiczna linią? A jeśli tak, to właśnie tam rozgrywa się opowieść, której teraz posłuchacie. Ale po kolei. Leciutko przymknijcie powieki, aż zrobi się szaro i tajemniczo i...Widzicie? Tam, za tymi górami? To właśnie maleńka wioska, w której stoi ta śmieszna, niebogata chatka. Wejdźmy za próg...

Dorotka: - Jakie masz piękne, długie włosy! Tak lubię je tobie rozczesywać! Zupełnie, jakbym rozdzielała grzebieniem złote łodygi zboża! Mamusiu - kocham cię...

Mama: - Ach, córeczko moja! Jesteś taka grzeczna, taka posłuszna! Zupełnie inna o twojej siostry Izabelli. Jak to możliwe, że wychowałyście się pod jednym dachem, że tak samo sprawiedliwie obdarzałam was uczuciem, a przecież...

Dorotka: - Opowiedz mi o moim tatusiu!

Mama: - Widzisz, krótko po twoich narodzinach twój tatuś ciężko pracował w lesie, gdyż była sroga zima i trzeba było sporo drzewa w lesie naścinać, aby w domu było ciepło. Chodził więc do lasu każdego ranka i mimo mrozu mocno machał siekierą, ścinając suche gałęzie z pobliskich sosen. Razu pewnego zaziębił się strasznie i...Nim przyszła wiosna, pochowałam go pod tą wierzbą, gdzie każdego ranka zanosisz świeże kwiatki...

Dorotka: - Jaki był tatuś? Czy taki srogi i niesprawiedliwy,  jak tatuś Izabelli?

Mama: - Twój tatuś był bardzo dobrym i pracowitym człowiekiem...Ale po jego śmierci zostałam z tobą sama i nie mogłam sobie poradzić. Dobrze, że w domu był spory zapas drewna, bo byśmy obie zamarzły na śmierć... No cóż, gdy nadeszła następna zima, wystraszyłam się, że będzie to jednocześnie nasza ostatnia zima i...

Dorotka: - Nie płacz, mamusiu, opowiadaj dalej...

Mama: - Któregoś dnia, pod wieczór, do naszych drzwi zastukał młody człowiek, który mieszkał w sąsiedniej osadzie. Zgubił drogę, a śnieżyca była coraz większa. Udzieliłam mu schronienia, dałam jeść, a w kilka dni później zawitał do naszej chaty po raz drugi. Tym razem prosił mnie o rękę. Przekonywałam, że jeszcze nie czas na powtórny  ślub, ale on nalegał. Zwyciężył rozsądek, gdyż bardzo się bałam zimy,  bardzo się bałam, że śnieg zasypie nas i... Wzięliśmy ślub, a dwa lata później urodziłam twoją przyrodnia siostrę - Izabellę. Ot i wszystko.

Dorotka: - Tylko dlaczego mój drugi ojciec tak mnie nie lubi? Przecie staram się, jak mogę...

Mama: - Widzę to, córeczko. Ale cóż mogę zrobić? Twój ojczym świata nie widzi poza  Izabellą i pewnie dlatego nie jest zbyt sprawiedliwy. Ale wierz mi - to pracowity i uczciwy człowiek...To dzięki niemu jesteśmy bezpieczne i mamy co jeść...

Ojczym: - No nie, ten próżniak znów siedzi w kuchni i czesze twoje włosy! Marsz mi na podwórze! Chwytaj miotle i zamiataj, bo bałagan taki, ze bożego świata niedługo spoza śmieci nie ujrzymy!

Dorotka: - Kiedy ja dopiero co zamiatałam...

Ojczym: - Tak? A ta słoma skąd się wzięła na podwórzu? Sama się porozrzucała, czy co?!

Dorotka: - Może Iza, ona skakała ze kopy, która stoi koło drewutni!

Ojczym: - No ty pyskata smarkulo! Iza! Iza! Zawsze tylko Iza jest winna, a ty nigdy! Ale już do roboty, bo jeść nie dam!!!
 

Tutaj słomka, tam badylek,
Tu papierek a tam dwa!
Skąd się tego wzięło tyle,
Skąd bałagan, że aż strach?

Wyczyścimy wszystko zaraz,
Chodź tu miotło, pomóż mi!
Jeśli dobrze się postarasz,
Świat czystością będzie lśnił!
        
Śmigaj miotło, śmigaj miotło,
Rób porządki ze mną rób!
Niechaj skrzydła ci urosną,
Gdy zamachniesz się,
Gdy skoczysz, jak szalona - w górę, w dół!
Śmigaj miotło, śmigaj miotło,
Niech ucieka kurz i brud!
Niech porządek znów zagości,
Śmigaj miotło,
Śmigaj miotło,
Śmigaj miotło, śmigaj ze mną tam i tu!!!

Jeszcze raz i już po wszystkim,
Teraz czysto, miło jest!
W szybach słońca złote błyski
I wesoły słychać śmiech!

Kto nie leń, ten wie najlepiej:
Nie ma jak sprzątnięty dom!
Gdy porządek wokół ciebie,
Zaraz smutki idą w kąt!

Śmigaj miotło, śmigaj miotło,
Rób porządki ze mną rób!
Niechaj skrzydła ci urosną,
Gdy zamachniesz się,
Gdy skoczysz, jak szalona - w górę, w dół!
Śmigaj miotło, śmigaj miotło,
Niech ucieka kurz i brud!
Niech porządek znów zagości,
Śmigaj miotło,
Śmigaj miotło,
Śmigaj miotło, śmigaj ze mną tam i tu!!!

Iza: - Kończ już to zamiatanie, bo tylko czas marnujesz! Ojciec kazał nam razem pójść do lasu i nazbierać poziomek! Która pierwsza wróci i przyniesie więcej - dostanie nagrodę! No, ruszaj się, wstrętna siostrunio! W drogę, w drogę!

Narrator: - I poszły do lasu. Ledwie weszły w poziomkowe połacie, Iza usiadła wygodnie na mchu i przyglądała się Dorotce. Ta zaś równo i pracowicie zrywała małe, pachnące jagódki do koszyczka. Raz dwa uzbierała pełną kobiałkę.

Dorotka: - Siostro, dlaczego nie zbierasz poziomek? Mama będzie niezadowolona! I w dodatku nagroda mnie przypadnie.

Iza: - Tak? Ja ci dam nagrodę! Dawaj ten koszyczek i już!

Dorotka: - Siostro, dlaczego zabrałaś moje poziomki! Oddaj je natychmiast!!!

Iza: - A figę! Najpierw musisz mnie złapać!!!

Narrator: I pognała przed siebie ile sił. Jako, ze znała ten kawałek lasu lepiej od Dorotki, tak krążyła, tak kluczyła, aż uciekła przyrodniej siostrze. Dorotka,  nie mogąc znaleźć siostry, na próżno nawoływała ją, ile sił.

Dorotka: - Iza!!! Iza!!! Odezwij się!!! A to co? Skąd się wziął w tej wielkiej dziurze na dnie jeżyk? Poczekaj, biedaku, zaraz uwolnię cię z pułapki! O! Już! Zginąłbyś marnie, ani chybi! Ale... Dokąd mnie prowadzisz? Kto tam znów zaplątał się we wrzosowych gałązkach? Motyl! Paź królowej! Jaki piękny! Spokojnie motylku, zaraz cię oswobodzę! O już! Leć teraz wysoko i uważaj na drugi raz! I jeżykowi podziękuj!!! A teraz w drogę, do domu, bo na pewno mamusia się o mnie niepokoi...

Narrator: Długo krążyła po lesie Dorotka, jednakże udało jej się odnaleźć ścieżkę, która wiodła do domu. Kiedy tylko przekroczyła próg, posypały się na jej głowę gromy.

Ojczym: - A więc jesteś, leniwa dziewczyno! Gdzieś ty się włóczyła?!

Dorotka: - Iza ukradła mój koszyczek i uciekła tak szybko, że nie wiedziałam, gdzie jestem i zbłądziłam...

Iza: - To nieprawda! Pracowicie zbierałam poziomki, podczas gdy Dorotka spała na mchu!

Dorotka: - Siostro! To przecież kłamstwo!

Ojczym: - Już ja ci dam nazywać moja córkę kłamczuchą! Marsz do drewutni i będziesz tam siedzieć do wieczora! Bez jedzenia i picia! Już!

Narrator: Taki był los biednej Dorotki. Jej mama nie potrafiła wystąpić przeciw swemu mężowi, gdyż obawiała się, ze ten wpadnie w jeszcze większy gniew i wypędzi Dorotkę. Tedy  smutno płynęły chwile Dorotki. Cały jej świat zamykał się między jedną ciężką pracą a drugą. Wykorzystywana przez złą siostrę przyrodnią, ustawicznie karcona przez niesprawiedliwego ojczyma, niekiedy tylko słyszała dobre słowo od swej matki. Tak biegły miesiące. Ojczym, ciągle buntowany przez Izabellę, umyślił pozbyć się Dorotki z domu raz na zawsze. Wynajdywał różne sposoby, ale żaden nie wydawał mu się odpowiednio dobry. Nadeszła jesień. Słońce było coraz to chłodniejsze, a drzewa zabarwiły się wszystkimi kolorami. Liście z wolna zaczęły opadać w dół.

Jesień puka już do okien,
Krople bębnią znów o dach.
Na kominku śpiewa ogień:
Pani Jesień stoi w drzwiach.

Kolorami dęby płoną,
Już purpury pełen las!
Leśne dzwonki sennie dzwonią,
To pożegnań przyszedł czas!

Świerszcz w kominie nuci
Kołysankę smutną,
Jakby chciał wyrzucić
Z serca cały żal!
I jabłkami pachnie
Noc październikowa
I w kuferku na dnie
Chowa lata smak.
Ech, jesieni złota, nie, nie odchodź stąd!
Ech, jesieni złota, nie, nie, nie odchodź stąd!

Iza:  - Tato! Tato! Spójrz! To pierwsze płatki śniegu!!!

Ojczym: - Coś wcześnie w tym roku przyszła zima. Szkoda, bo jeszcze nie wszystkie porządki w polu zakończone. Trzeba będzie pracować na chłodzie. Szkoda, no szkoda.

Iza: - A mnie szkoda czegoś innego...

Ojczym: - Czego, moje kochane dziecko?

Iza: - Szkoda, że nie będę mogła leżeć na trawie i gapić się w zawieszone na niebie skowronki. Szkoda, że nie będę mogła wystawiać mojej twarzy do słońca tak, żeby aż się piegi na niej pojawiły! Szkoda mi wreszcie smaku malin i jagód. A najbardziej mi szkoda...

Ojczym: - No, mów, córeczko?

Iza: - Poziomek! Jak ja uwielbiam poziomki! Jakżebym chętnie zjadła całą miseczkę takich pachnących słoneczkiem poziomek! Tato, zrób coś! Ja chcę poziomek! I to zaraz!!!

Ojczym: - Uspokój się, córeczko. Przecież jest już listopad! Skąd ja ci wezmę poziomki? Chociaż...

Iza: - Chociaż co, tatusiu?

Ojczym: - Przyszedł mi do głowy pomysł, jak się pozbyć tej okropnej Dorotki!

Iza: - No, tatuniu, to lepsze, niż garść pachnących poziomek! Mów, co wymyśliłeś!!

Ojczym: - Wołaj Dorotkę.

Iza: - Dorotka, chodź tu natychmiast! Mój ojciec cię woła!

Dorotka: - Już biegnę! Słucham?!

Ojczym: - Otóż jest pewna sprawa do załatwienia...Powiedz mi tylko, czy pamiętasz, że należy słuchać starszych?

Dorotka: - Oczywiście! Zawsze i we wszystkim.

Ojczym: - Hi! Hi! Hi! A więc zgadzasz się ze mną?

Dorotka: - W zupełności.

Ojczym: - A więc słuchaj! Jak wiesz, wielce mi leży na sercu dobro mojej córki Izabelli.

Dorotka: - Tak, wiem.

Ojczym: - Postanowiłem sprawić mojej córeczce prezent. Otóż wyobraź sobie, że Izabella ma właśnie ogromną ochotę na...poziomki!

Dorotka: - Poziomki? O tej porze roku ?

Ojczym: - A czemu nie? W końcu jest dzieckiem i ma prawo do różnych kaprysów. Więc postanowiłem spełnić jej życzenie...

Dorotka: - Jak to - spełnić życzenie? Skąd w listopadzie wziąć poziomki?!

Ojczym:  - Skąd? To już twoja głowa. Masz się natychmiast zabierać do lasu i szukać poziomek!

Dorotka: - Ależ...

Ojczym: - Żadnych sprzeciwów! Przecież sama mówiłaś, że starszych należy słuchać? Mówiłaś? Bierz kobiałkę i do lasu! A bez poziomek nie wracaj, bo resztę życia spędzisz  o chlebie i wodzie, zamknięta w drewutni! Ruszaj!


Świerszcz w kominie nuci
Kołysankę smutną,
Jakby chciał wyrzucić
Z serca cały żal!
I jabłkami pachnie
Noc październikowa
I w kuferku na dnie
Chowa lata smak.
Ech, jesieni złota, nie, nie odchodź stąd!
Ech, jesieni złota, nie, nie, nie odchodź stąd!

Na polanach i na łąkach
Od poranka białe mgły,
Z babim latem wiatr się błąka
I ociera deszczu łzy.

Świerszcz w kominie nuci
Kołysankę smutną,
Jakby chciał wyrzucić
Z serca cały żal!
I jabłkami pachnie
Noc październikowa
I w kuferku na dnie
Chowa lata smak.
Ech, jesieni złota, nie, nie odchodź stąd!
Ech, jesieni złota, nie, nie, nie odchodź stąd!

 

CZĘŚĆ DRUGA


Narrator: Na  niebie  już  się zaczynało robić szaro, już chłód coraz większy wokół, a biedna Dorotka wciąż szła i szła. Nawet nie czuła, że po policzkach w dół spływają dwie strużki łez. Powtarzała sobie tylko w kółko jedno pytanie: dlaczego? Cóż za zło wyrządziła ojczymowi? Co uczyniła złego wobec swej przyrodniej siostry Izabelli? Dlaczego wypędzono ja na pewną śmierć, nawet nie pozwalając na pożegnanie z matką, która teraz pewnie też zanosi się od płaczu? Las coraz to gęstniał i gęstniał, gałęzie smagały nielitościwie małą Dorotkę, ale ta szła uparcie naprzód. Aż w pewnej chwili potknęła się o wystający korzeń i upadła na mech. Straciła przytomność. Nie wiedziała,  co się z nią dzieje, gdy znów otworzyła oczy. Tylko stłuczone kolano dokuczało boleśnie i coraz bardziej dojmujący ziąb. Nagle przez gałęzie dostrzegła jakieś błyski...Tak! To płonęło ognisko! Pobiegła przed siebie i nagle jej oczom ukazał się niesamowity widok. Oto przy ogniu siedziało dwunastu potężnych młodzieńców.

Dorotka: - Witajcie, zacni panowie. Jestem Dorotka. Wypędził mnie z domu zły ojczym i błąkam się po lesie. Pozwolicie ogrzać się przy ognisku?

Styczeń: - Siadaj, Dorotko. Miejsca tu dosyć, a i ogień wielki. Grzej się do woli, no i opowiadaj o sobie.

Dorotka: - Mój tatuś umarł wiele lat temu, kiedy byłem jeszcze zupełnie maleńką. Nawet nie pamiętam, jak wyglądał. Ale mamusia mówi, ze był bardzo dobrym człowiekiem. Wkrótce mamusia poślubiła mojego ojczyma i niebawem urodziła się moja przyrodnia siostra - Izabella. Cóż, ani ona, ani jej ojciec nie lubią mnie. Prześladowali mnie na każdym kroku, kazali pracować nad siły...

Luty: - A co na to twoja mama? Milczała?

Dorotka: - Ona się bardzo boi ojczyma i...

Styczeń: - I?...

Dorotka: - I bardzo kocha moja siostrę - Izę...

Luty: - No, ładnie to tak traktować swoją córkę?

Dorotka:  - Nie, to nieprawda! Mamusia mnie bardzo kocha i za nic nie pozwoliłaby mnie skrzywdzić! Tylko...że...ona nic nie wie! Nigdy nie ośmieliłabym się sprawiać jej ból moim narzekaniem...

Styczeń: - No dobrze, ale jakże to tak - wyrzucili cię z domu? W taki ziąb?

Dorotka: - Izabelli zachciało się poziomek, więc ojczym dał mi kobiałkę i kazał iść do lasu po poziomki...

Luty: - W listopadzie po poziomki?

Styczeń: - Oj, zły to człowiek, zły!!!

Luty: - Ale nie martw się, Dorotko! Już my coś wymyślimy!

Dorotka: - Ale...Ale jeszcze nie powiedzieliście mi, kim jesteście!

Styczeń: - Jesteśmy bracia-miesiące. Jest nas dwunastu, a ja jestem najstarszy.


Dwanaście miesięcy!
Dwanaście - nie więcej!
Tak chodzą za sobą,
Tak chodzą krok w krok!
Dwanaście miesięcy!
Dwanaście - nie więcej!
Tak chodzą za sobą,
Tak chodzą krok w krok!
Tak chodzą za sobą -
- Calutki rok!

Styczeń każdy rok zaczyna,
W styczniu zawsze trzyma zima!
A gdy idzie miesiąc luty,
Mówią ludzie: obuj buty!
Za to w marcu, za to w marcu,
W marcu zwykle jest jak w garncu,
Potem kwiecień, co przeplata
Trochę zimy, trochę lata;
Maj to miesiąc zakochanych,
W maju kwitną już kasztany!
W końcu czerwiec i gorące
W górze się pojawia słońce
I wirują roje pszczół
I tak mija roku pół!

Dwanaście miesięcy!
Dwanaście - nie więcej!
Tak chodzą za sobą,
Tak chodzą krok w krok!
Dwanaście miesięcy!
Dwanaście - nie więcej!
Tak chodzą za sobą,
Tak chodzą krok w krok!
Tak chodzą za sobą -
- Calutki rok!

W lipcu kwitną lipy wkoło,
Są wakacje, jest wesoło!
W sierpniu zaś są wszędzie żniwa,
Złotych łanów wciąż ubywa;
Wrzesień wrzosom kwitnąć każe,
Babie lato niesie w darze,
A październik z koszem hasa,
Grzyby zbiera sobie w lasach.
Lecz listopad - oczywiście,
Z drzew obrywa złote liście
I już grudzień! Mówią ludzie:
Idzie wszystko jak po grudzie!
I zapada szybko zmrok,
I tak mija cały rok!

Dwanaście miesięcy!
Dwanaście - nie więcej!
Tak chodzą za sobą,
Tak chodzą krok w krok!
Dwanaście miesięcy!
Dwanaście - nie więcej!
Tak chodzą za sobą,
Tak chodzą krok w krok!
Tak chodzą za sobą -
- Calutki rok!

Marzec: - Cieplej ci już, Dorotko?

Dorotka: - Tak, ale...

Luty: - Ty się trzęsiesz z zimna...

Dorotka:  - Nie, to ze strachu...Boję się, bo nie wiem, co ja teraz zrobię...

Marzec: - Nasz najmłodszy brat Styczeń potrafi wymyślić zawsze coś sensownego, więc nie martw się,  na pewno już wie, co należy zrobić. Prawda, Styczniu?

Styczeń: - Oczywiście! Bracie Lipcu, odstaw na moment tę filiżankę z lipową herbatą i bądź łaskaw zamienić się miejscami z Listopadem. O, tak. Dziękuję. A teraz, Dorotko, bierz swoją kobiałkę i wracaj do domu. A po drodze nazbieraj poziomek!

Dorotka: - Jak to - poziomek? Przecie prawie zima, śnieg padał?!

Styczeń: - Mylisz się! Listopad zamienił się miejscami z Lipcem, więc w lasach znów jest lato! Nie zwlekaj, bo czasu mało i bracia niebawem znów muszą usiąść na swoich miejscach!

Narrator: Dorotka podziękowała za gościnę, chwyciła kobiałkę i pobiegła przed siebie. Nagle...las zrobił się zielony, zaśpiewały ptaki, odezwała się kukułka i pod stopami zaczerwieniły się piękne, wielkie i pachnące poziomki! Dorotka narwała szybciuteńko pełen koszyk, ale...Ba, jak znaleźć drogę do domu? Wtem ujrzała małego jeżyka, tego, którego uratowała z pułapki! Wyraźnie dawał jej znaki! Poszła jego śladem i za moment ujrzała w oddali swój dom! Podziękowała pięknie i zastukała do drzwi. Wtedy za jej plecami zrobiła się znowu zima. Powiało chłodem i sypnął śnieg.

Dorotka: - Och, bracia miesiące wrócili znów na swoje miejsca! Otwierajcie! Przyniosłam poziomki!

Ojczym: - To nie do wiary! Wróciłaś? A ja myślałem, że zamarzłaś tam, w lesie....

Iza: - Tato, patrz, ona ma poziomki!!!

Ojczym: - Nie do wiary! Jakieś czary, czy co? Skąd to masz? Gadaj!

Dorotka: - Spotkałam w lesie przy ognisku dwunastu braci. Ugościli mnie, a kiedy opowiedziałam im wszystko, Lipiec zamienił się miejscami z Listopadem i w lesie nazbierałam poziomek. Oto i wszystko!

Ojczym: - No nie! Ośmielasz się śmiać ze mnie? Ośmielasz się kpić?!

Dorotka: - Kiedy mówię prawdę... Prawdę najszczerszą...

Ojczym: - Prawdę powiadasz? Tedy wracaj do twoich braci  siedzących przy ognisku. Tak, wiem już! Masz nazbierać bukiet majowych stokrotek dla mojej kochanej córci Izabelli, a dla mnie pełen koszyk październikowych rydzyków. Wiesz, jak lubię te grzyby, tedy ruszaj w drogę, a żywo!

Narrator: Cóż było robić? Dorotka znów ruszyła w drogę. Szła długo, bardzo długo, ale nijak nie mogła znaleźć drogi do leśnego ogniska. W końcu wyczerpana droga i zimnem usnęła na samotnym pniaku. Tymczasem zły ojczym naradzał się ze swoją córką Izabellą.

Ojczym: - Spadł już śnieg, więc ubierz się ciepło. Bardzo ciepło! I ruszaj po śladach Dorotki. Kiedy trafisz do braci przy ognisku, masz wykraść ich tajemnicę i dowiedzieć się, jak z lata zrobić zimę i odwrotnie. I bacz, aby cię Dorotka nie wypatrzyła. Ja tymczasem ruszę do lasu i zrobię zasadzkę na tę wstrętną dziewuchę. Obiecuję ci - już nigdy nie wróci do domu! No, to w drogę!

Narrator: Tymczasem Dorotka zbudziła się nagle ze snu i znów ujrzała w oddali ognisko a przy nim braci. Podeszła i przywitała się.

Dorotka: - Witajcie - bracia Miesiące! Bardzo wam dziękuje za to, co uczyniliście dla mnie, ale najwyraźniej i tego mało mojemu ojczymowi, bo znów wysłał mnie do was po rydze i stokrotki...

Styczeń: - Nie martw się! Listopad zamieni się miejscami najpierw z październikiem, a kiedy już nazbierasz rydzyków, październik zamieni się z majem i narwiesz stokrotek. Ruszaj w drogę i nie martw się o nic. O, a tu masz w prezencie od nas jeszcze złote serduszko. To od brata Maja. On mówi, ze kiedy będzie ci smutno i źle, musisz potrzeć to serduszko, a zaraz poczujesz, ze nie jesteś sama na świecie! No, uśmiechnij się! Bywaj! A - i pozdrów od nas swoją mamę!

Narrator: I stało się, jak obiecali bracia. Pierw nazbierała ślicznych, malutkich rydzyków.A kiedy wyszła na polanę, nagle wyrosły stokrotki. Nazrywała ich całe naręcze, ale - jak poprzednio - nie potrafiła znaleźć drogi do domu. I wtedy na jednym z kwiatów usiadł cudowny motyl - paź królowej. Ten sam, którego niedawno uwolniła z matni! Pomachał skrzydełkami i wzleciał w górę. A Dorotka poszła za nim i niebawem trafiła do domu. Drzwi otworzyła mama.

Mama: - Dorotko! Dziecko drogie! Już myślałam, że cię nigdy nie ujrzę! Co się z tobą działo? Gdzie byłaś? Szukam cię od tylu dni! Ojczym powiedział, że opuściłaś mnie, że uciekłaś w świat!...

Dorotka: - Mamusiu! Moja kochana! A ja myślałam, że ty wiesz o wszystkim i wyparłaś się mnie! Mamusiu! Zobacz, co dla ciebie przyniosłam! Weź te stokrotki! A tych rydzyków zażądał ode mnie ojczym...Zaraz ci wszystko opowiem, tylko wejdźmy do domu, bo coraz chłodniej. Mróz siarczysty! Pewnie Listopad zamienił się miejscem przy ognisku z Grudniem...

Narrator: I Dorotka opowiedziała wszystko swojej mamie. Tymczasem Izabella, idąc po śladach swojej siostry, dotarła do ogniska, przy którym siedzieli bracia Miesiące. Rozpoznali ją szybko, a kiedy zażądała, aby Sierpień zamienił się z Grudniem, bracia mrugnęli do siebie i zamienili się miejscami. Zaświeciło słońce i zrobiło się bardzo gorąco. Tak gorąco, że  Izabella rozleniwiła się bardzo i ułożyła do snu pod wielkim dębem. Wtedy bracia raz jeszcze zamienili się miejscami i zrobił się siarczysty mróz i zawieja tak straszna, że Izabella nigdy już nie odnalazła drogi do domu. A zły ojczym? Powiadają, ze bracia miesiące zamknęli go w wielkiej barci, pełnej pszczół i siedzi tam, po dziś dzień, złorzecząc całemu światu. I tu koniec bajeczki. Bajeczki, po której zostało tylko małe złote serduszko w rękach Dorotki. Postarajcie się i wy znaleźć takie złote serduszko. Niekoniecznie w świecie bajek, w świecie fantazji Poszukajcie tego serca wokół siebie. Kto wie, może czeka na was gdzieś, tam...

Gdy samotność zastuka do drzwi,
Gdy odnajdzie cię nagle, ot, tak,
Kiedy poznasz, co łzy
Gdy nie spełnią się sny,
Gdy zabraknie ci sił,
To zrozumiesz, jak ja
Czego w życiu nam brak!

Zobacz, ile kolorów ma świat,
Ile dźwięków w nim tętni i barw!
Weź coś z tego dla siebie,
Byś mógł innym, w potrzebie,
Gdy zapragną, nadziei łut dać!
Zobacz, ile kolorów ma świat,
Ile dźwięków w nim tętni i barw!
Dobrym słowem się podziel,
Bądź serdeczny na co dzień,
Bo przyjaźni potrzeba nam tak!

Kiedy słońce się zgubi wśród chmur,
Gdy sam jeden zostaniesz, o tak,
Gdy nie starczy ci słów,
Gdy żal wejdzie za próg
I zabraknie ci tchu,
To zrozumiesz, jak ja
Czego w życiu nam brak.

Zobacz, ile kolorów ma świat,
Ile dźwięków w nim tętni i barw!
Weź coś z tego dla siebie,
Byś mógł innym, w potrzebie,
Gdy zapragną, nadziei łut dać!
Zobacz, ile kolorów ma świat,
Ile dźwięków w nim tętni i barw!
Dobrym słowem się podziel,
Bądź serdeczny na co dzień,
Bo przyjaźni potrzeba nam tak!

Utwory chronione przez Stowarzyszenie Autorów ZAiKS. Wszelkie prawa zastrzeżone. www.agencja-as.pl