Top » Katalog » Opowieści z Biblii »
Kategorie
Piosenki (669)
Przysłowia Radiowe (58)
Rewia Viva (7)
Smoleniowe Bajanie (1)
W Karzełkowie (7)
Pastorałki (21)
Bajki (14)
Opowieści z Biblii (7)
Najpiękniejsze Bajki Świata (8)
Baśnie i Legendy Polskie (9)
Felietony Gazetowe (36)
Inne (3)



Wykonawcy
OPOWIADANIE O ABRAHAMIE
 

Historia, którą chcę wam opowiedzieć, rozpoczyna się w mieście, które było jakby państwem jednocześnie, w Ur Chaldejskim. Żyła tam rodzina Teracha, który miał trzech synów: Abrama, Nachora i Harana. Po śmierci głowy rodu - Teracha - jego syn Abram, wraz z żoną Saraj i synem Harana - Lotem, wyruszyli ku ziemi obiecanej, do Kanaan. Po drodze zatrzymali się w miejscowości Charan. Tu dokonał żywota ojciec Abrama Terach. Ale życie w Charan było ciężkie, głód coraz powszechniejszy, więc po różnych perypetiach Abram opuścił Charan i powędrował dalej. W końcu osiadł w Egipcie. Przybywając na dwór faraona postanowił, że przedstawi swoją urodziwą żonę - Saraj, jako swoją siostrę. Sądził - i pewnie słusznie - że Egipcjanie mogą pozbawić go życia widząc, jak piękną niewiastą jest jego żoną. 

- Pozdrowiony bądź, faraonie! Przybywam do twego kraju nie z pustymi rękoma, jeno z dobytkiem nielichym i moją piękną Saraj.
- Jakie twe imię? Bodajże zwą cię Abram?
- Tak, panie.
- A kobieta? Niepodobna, żeby była twoją żoną, gdyż dzieli was wielka różnica wieku. Do tego jest piękną i nadobną niewiastą. 
- Nie. . . To. . . Właściwie, to moja żo. . . znaczy siostra, stryjeczna siostra!
- A, w takim razie pozwól, abym ją przyjął w moim pałacu, gdzie zamieszka w towarzystwie innych, pięknych kobiet.
- Cóż, jeśli taka twoja wola. . .

Abram do końca jednak sam nie wiedział, dlaczego skłamał. Może z obawy o swe życie, może dla świętego spokoju, a może dlatego, aby korzystając z pobytu Saraj na dworze, czerpać korzyści dla swojej rodziny. Rzecz oczywiście wyszła na jaw i faraon natychmiast odesłał Abramowi żonę, rozkazując opuszczenie Egiptu. Być może upatrywał w plagach, które nawiedziły wówczas jego kraj, karę za odebranie żony Abramowi? Dość, że Abram, jego żona Saraj i bratanek Lot wrócili do Betel, gdzie rozłożyli swe namioty. Ale i Lot i Abram mieli zbyt wiele bydła, by je wspólnie pasać, więc musieli się rozstać.

- Abrahamie! Znów pasterze pobili się przy wodopoju.
- Widzisz, Locie, zbyt wielkie są nasze stada. . .
- Ale tym razem to nie moi ludzie zaczęli! Tak nie może być!
- Dobrze mówisz. Od tygodni wciąż zdarzają się waśnie i bójki. Tak nie może być. 
- Postanówmy więc coś. . .
- Mój bratanku Locie - ziemi tu dość, ale nie na tyle, aby wykarmić nasze dwa stada.
- I ja, Abramie, tak myślę od dawna, tylko nie śmiałem tego rzec głośno. . .
- Tedy rozstańmy się w zgodzie. Wybierz sam, dokąd pragniesz pójść, a ja na wszystko przystanę.
- Cóż, wybór i trudny i łatwy zarazem, ale. . .
- Obiecuję ci, że jako rzeczesz, tak się stanie. Postanowisz pójść w prawo, ja pójdę na lewo, pójdziesz w lewo, ja pójdę w prawo. Więc?
- Cóż, rzeka Jordan przepływa przez wiecznie zielona krainę, tedy ja bym wolał tam osiąść. . .
- Tak się stanie, choć wybrałeś - po prawdzie - najlepsze miejsce. . .

I osiadł Lot w przepięknej dolinie Jordanu, niedaleko miasta Sodoma. A Abram został w ziemi Kanaan. Wędrując z namiotami dotarł aż do Chebronu. Któregoś dnia zawołał swoją żonę Saraj i rzekł:

- Żono moja, jak wiesz, mam juz dziewięćdziesiąt dziewięć lat. Ale dziś, w czasie modlitwy, ukazał mi się Bóg i rzekł, że będę miał potomka.
- To być nie może, przecie wiesz, że jestem bezpłodna. . .
- Ale Bóg tak rzekł. . .
- Ja nie mogę mieć dzieci, Abramie!
- A jednak, skoro Bóg tak rzekł, tak będzie.

Biedna Saraj, chcąc aby słowa Jahwe stały się prawdą, pozwoliła staremu Abramowi, aby spędził noc z egipska niewolnicą Hagar. I rzeczywiście - ledwie minęło dziewięć miesięcy, na świat przyszedł syn Abrama - Ismael. Jakiś czas potem Abramowi znów, ukazał się Bóg Jahwe i rzekł:

- Abramie!  Chcę zawrzeć z tobą przymierze!
- Przymierze? Ze mną? !
-Tak! Odtąd twoje imię brzmieć będzie Abraham, a żony twojej Sara. . .
- Abraham?  I Sara? . . .
- Ustanowię cię królem narodów! Uczynię cię ojcem potomstwa licznego, jako gwiazdy na niebie i jako ziarenka piasku! . . .
- Panie!  Przecie ja mam blisko sto lat! ! !
- A mimo to, z woli mojej, Sara urodzi ci syna! ! !
- Oby twe słowa stały się ciałem!
- A odtąd jest zawarte pomiędzy nami przymierze! Na wieki! 

I tak pomiędzy Bogiem a Abrahamem zawarte zostało przymierze, które na zawsze po-wierzyło losy narodu Izraelskiego w boskie ręce. Wróćmy jednak do naszej opowieści. Otóż od owego dnia minęło znowu nieco czasu i przed namiotem Abrahama stanęli trzej dziwni wędrowcy.

- Witaj Abrahamie! Wędrujemy z daleka i idziemy daleko. Przyjmiesz nas na nocleg i ugościsz? 
- W tych stronach gość, to rzecz święta. Zaraz nakażę zarżnąć najtłustszego cielaka i przygotować wieczerzę. A zanim to się stanie, siądźcie w cieniu mego namiotu.
- Wielce ci dziękujemy, albowiem strudzeni jesteśmy bardzo.
- Gość w dom - Bóg w dom!
- A słowa twoje są święte! A gdzież żona Sara?
- Krząta się przy ogniu. Piecze dla was podpłomyki z najlepszej mąki. Tylko. . .
- Cóż zatem?
- Już lata nie te, choć mocno ode mnie młodsza, więc nietęgo jej idzie praca. . .
- Ale, Abrahamie, gdy wrócimy tu za rok, twoja Sara urodzi ci pięknego syna, więc nie mów, że jest stara,. . .

I wówczas Abraham zrozumiał, że ci wędrowcy, to zapewne Bóg, Jahwe, wraz z dwoma aniołami! Patrzył więc za odchodzącymi długo i rozmyślał. I rzeczywiście - za czas jakiś miało się okazać, że Sara jest brzemienną. Tymczasem trzej wędrowcy wyruszyli ku miastom Sodoma i Gomora, w których rzeczy działy się straszne. Lud mieszkał tam zły, krnąbrny i niesprawiedliwy. Rozwiązłość panowała wielka i niesprawiedliwość.  

- Bądźcie pozdrowieni, wędrowcy. Dokąd zmierzacie?
- Wędrujemy czas długi, szukając miasta Gomora i miasta Sodoma.
- Tedy trafiliście właściwie. Jesteście w Sodomie, a ja mam na imię Lot. Jestem synem Harana, brata Abrahama. Wejdźcie do domu mojego.
- Dzięki niech tobie będą, wszelako od czasu pewnego podąża za nami jakowyś tłum. . .
- To zapewne tutejsi mieszkańcy. . . Lepiej się ich strzec!  Zamknę drzwi, a wy ukryjcie się w domu.              

- Hej, tam, Locie! Wpuść nas do domu twego!
- A czemuż to nachodzicie mój dom? Porozmawiajmy przed drzwiami. . .
- Kiedy my nie z tobą chcemy gadać, a z tymi dwoma wędrowcami, których ugościłeś.
- Czegóż to od nich chcecie?
- A zdałoby się wydusić od nich kilka sztuk złota!  Hi! Hi!  A i pobawilibyśmy się nieźle! Może i parę rózg zdałoby się im na grzbiecie wytrząść? Hi! Hi! Hi!
- O, nie, niedoczekanie wasze! Zaprawdę, wielkie zgorszenie zapanowało w Sodomie i Gomorze!

Ledwie Lot zdążył schować się za drzwiami, a już rozzuchwalony tłum łajdaków zaczął szturmować drzwi. I kto wie, jak zakończyłaby się ta cała historia, gdyby nie to, że wędrowcami byli aniołowie wysłani przez Boga, aby ukarać Sodomę i Gomorę. I tak pierw oślepili szturmujących dom Lota, co sprawiło, że napastnicy wycofali się. A wtedy Jahwe rzekł:

- Obiecałem Abrahamowi, że jeśli w Sodomie znajdzie się choćby dziesięciu sprawiedliwych, nie zniszczę jej, aby nie skrzywdzić tych dziesięciu. Ale widzę, że tam i jednego sprawiedliwego nie ma! Rzecz więc postanowiona.

A aniołowie, którzy byli gośćmi Lota, przynaglali:

- Locie!  Gotuj się!  Wyroki wydane!  Bierz żonę i obie córki i uchodź z tego nieszczęsnego miasta!
- Ratuj się i biegnij w góry, bo zginiesz jak tamci niesprawiedliwi i nikczemni!

Gdy Lot spieszył w góry, aby się ukryć, słońce powoli wschodziło. I wtedy z nieba spadł na ziemię deszcz z siarki i ognia. I Sodoma i Gomora zamieniły się w wielkie ognisko, które gwałtownie zapłonęło. Nie został kamień na kamieniu. Spłonęło miasto, spłonęła roślinność, spłonęli wszyscy mieszkańcy. Niestety, nie pomna nakazów żona Lota odwróciła się, uciekając z miasta i w jednej chwili, przerażona widokiem, zamieniła się  w słup soli. Do dziś ludzie z tam-tych okolic pokazują skałę, którą nazywają „żona Lota”. Ale wróćmy do Abrahama. Oto żona jego Sara urodziła piękne dziecię, któremu na imię dano Izaak, co znaczy „śmiech”. Rósł razem ze starszym bratem Ismaelem pod jednym dachem, choć matka Ismaela, Hagar, nie darzyła Izaaka sympatią. W końcu doszło do najgorszego - Abraham, poruszony niegodziwością Hagar i złośliwościami Ismaela, wypędził ich z domu. Mijały dni i miesiące Któregoś dnia Bóg pokazał się Abrahamowi i nakazał mu, aby ofiarował na ołtarzu. . . swego syna Izaaka!

- Abrahamie! Przyszedł czas twojej wielkiej próby! Tedy ułóż drzewo na stos ofiarny i postaw tam swego syna Izaaka.
- Jahwe! To mój jedyny, prawdziwy syn! Jahwe! . . .
- Czyż chcesz się ze mną wadzić? Powiedziałem: niech stanie na stosie twój syn!
- Niezbadane są twoje wyroki, tedy niech tak się stanie!
- Ojcze! Ulituj się nade mną! . . .
- Nic nie mów synu, taki jest wyrok boski. . .
- Ojcze! ! ! . . .
- Módl się, bowiem przyszedł twój czas i ostatnia twa godzina. . .
- Ojcze! Nie! Nie czyń, czego będziesz żałował! . . . Boże, ratuj! ! !
- Abrahamie! Wstrzymaj rękę! Nie zabijaj swego syna!
- Przecież tak rozkazałeś! ? . . .
- To była tylko próba. Okrutna, lecz próba. Teraz wiem, że jesteś mi prawdziwie oddany. Odejdź więc w pokoju, a ja będę odtąd zawsze nad tobą czuwał i chronił cię.
- Panie! . . .
- Takoż i nad synem twym Izaakiem i wszystkimi jego potomkami!

I tak Bóg obiecał Abrahamowi i jego potomkom opiekę. A niebawem dopełnił się los Sary, która zmarła, zostawiając Abrahama z Izaakiem. W jakiś czas potem Izaak poślubił Rebekę, a Abraham raz jeszcze związał się węzłem małżeńskim z kobietą imieniem Ketura. Urodziła mu ona sześcioro synów, z których Abraham był dumny. Gdy przyszedł kres jego życia, pochowano go w pieczarze Makpela. I tak kończy się nasza przypowieść. Przypowieść o długim i bogatym życiu, życiu, które może być tematem wielu, wielu rozmyślań.

 

Jedno życie nam wszystkim jest dane,
Jedno życie - tak wiele, tak mało!
Kto potrafi w nim prawdę odnaleźć, 
Komu odkryć w nim sens  się udało?

Pomyśl o tym, gdy czas wciąż przed tobą,
Kiedy młodość w twym sercu jest jeszcze,
Kiedy słońce wciąż w górze, nad głową,
i bezkresna otwiera się przestrzeń.

Twoje życie dopiero się zaczyna,
Twoje życie niewinne i młode!
Gdzie dzień żaden i żadna godzina
Nie cofnie się nigdy z powrotem.
Twoje życie, jak ptak, który wzlata,
Aby niebu wyśpiewać hosannę,
Twoje życie co będzie przeplatać
I smutek i szczęście na zmianę.

Na swej drodze napotkasz marzenia,
Których rozum ogarnąć nie umie,
Lecz wiedz o tym, że świat da się zmieniać,
Wtedy, gdy go potrafisz zrozumieć.

Zawsze jednak o sercu pamiętaj,
O miłości, co wszystkim jest dana,
Bo jest ona i piękna i święta,
I wszechmocna i niepokonana!

Twoje życie dopiero się zaczyna. . . etc.

A czas próby gdy kiedyś się zdarzy,
Chwila trudna, lecz nieunikniona,
Niech ci mądrość wypisze na twarzy, 
Mądrość, której już zło nie pokona.

Twoje życie dopiero się zaczyna. . . etc.

Utwory chronione przez Stowarzyszenie Autorów ZAiKS. Wszelkie prawa zastrzeżone. www.agencja-as.pl