Tak, tak moi kochani - kiedyś powiadali: „Nie miała baba kłopotu kupiła sobie prosie”. No i prosie, to znaczy - proszę? Żebym nie ruszał, bo świnie się obrażą? A niech tam, a co mi tam i tak się już nie poznajemy na ulicy. Bo kiedy widzę taki połeć wieprzowy, to wolę łeb wykręcić w druga stronę, Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Ale co ja się tam będę użalać, kiedy sprawa ma całkiem inny wymiar. To znaczy - domiar. Bo tak: hodowała sobie baba to swoje prosie i chuchała nań, dmuchała, aż tu nagle łups! Podatek od chałupy, od obory, od bydlęcia, od prosięcia, od głowa boli tyle tego do płacenia biednej kobiecinie. No i usiadło sobie babsko na zapiecku, kieckę zakasała i dawaj myśleć. A jak baba myśleć zacznie, to nie daj Boże, sami wiecie. No i wymyśliła. Podnieśli podatek - zdrożeje świnka. I świnka zdrożała. Jak świnka zdrożała, to oni znów łups babie domiar. No to baba cenę świnki znowu w górę a oni znowu łups. I tak się bawią ile wlezie, a człowiekowi oczy z orbit wyłażą, jak sobie poczyta te wiadomości, że niewiadomo kto spiralę inflacyjną nakręca. Albo baba, albo świnia, albo co ja wam tu mówię, jak podobno z tego dołka wyłazimy i robi się znowu tak dobrze, że się niedobrze robi. Ale ważne, że się w ogóle robi, nie? No. Dlatego oby baba miała kłopot, a prosię rosło w siłę, a ludzie dostali żytniej, co to jej nie ma, bo jakiś łobuz zza oceanu wszystką wykupił i Amerykańców naszą wódą za restrykcje truje. „A truj, co mi tam, tylko od baby wara, bo jak nie, to świnią poszczuję” - pomyślała baba i świni się pozbyła i kłopot ma z głowy a my mamy kartki - smacznego.
|