Top » Katalog » Piosenki »
Kategorie
    Piosenki (669)
    Przysłowia Radiowe (58)
    Rewia Viva (7)
    Smoleniowe Bajanie (1)
    W Karzełkowie (7)
    Pastorałki (21)
    Bajki (14)
    Opowieści z Biblii (7)
    Najpiękniejsze Bajki Świata (8)
    Baśnie i Legendy Polskie (9)
    Felietony Gazetowe (36)
    Inne (3)



Wykonawcy
ALICJA W KRAINIE CZARÓW
 

Słoneczko świeciło coraz słabiej, jednakże w powietrzu wciąż czuło się lato. Cóż, był to przecież sierpień, czas zbiorów, dojrzewania owoców i dojrzewania traw. Nad brzegiem wartkiej rzeczki, gęsto porośniętej drzewami, siedziała mała Alicja, złożywszy zmęczoną letnim upałem główkę na kolanach starszej siostry. Nagrzane powietrze lekko falowało nad rozciągającymi się za rzeczką polami. . . Było cicho., leniwie, sennie.  Zdawało się, że Alicja zaraz uśnie. . .

Idzie wieczór, idzie wieczór,
Snuje się po nieboskłonie,
Jakby wiedział, jakby przeczuł,
Że w milczeniu Ziemia tonie.

Ulatują w dal marzenia
Do bajkowych stron dalekich,
Dobrotliwa smuga cienia
Już zagląda pod powieki.

Kołysanka, kołysanka,
Czarodziejska kołysanka!
Myśli twoje uspokoi,
Szybko serce twe ukoi!
Kołysanka, kołysanka,
Czarodziejska kołysanka,
Luli, luli, luli luli
Do białego ranka!
Luli, luli, luli luli
Do białego ranka!

Zaśnij, uśnij, śpij kochanie,
Niech ci nocka sny opowie,
Niech cię porwie nocny taniec,
Niech świat zawiruje w głowie.

A gdy rano słońca promień
Na twej szybie się ukaże,
Spróbuj sobie znów przypomnieć
Najpiękniejsze z sennych marzeń.

Kołysanka, kołysanka,
Czarodziejska kołysanka!
Myśli twoje uspokoi,
Szybko serce twe ukoi!
Kołysanka, kołysanka,
Czarodziejska kołysanka,
Luli, luli, luli luli
Do białego ranka!
Luli, luli, luli luli
Do białego ranka!
      Wtem - zza grubaśnej, pustej w środku wierzby wybiegł Biały Królik.  Alicja widywała już wielekroć króliki, ale ten był inny. Ubrany w długą, wytartą kamizelkę, z laseczką, w dłoniach trzymał białe, skórkowe rękawiczki. W pewnej chwili zatrzymał się, wyjął z kieszonki kamizelki wielki, srebrny zegarek i zadrżał z wrażenia. Alicji się wydało, że różowe oczy Białego Królika pociemniały. Mruknął coś i pędem ruszył przed siebie. Alicja pobiegła za nim.

- Halo, proszę pana, dokąd pan tak pędzi? Proszę na mnie poczekać!. . .  No nie, wskoczył do nory! Zaraz pobiegnę tam za nim.  Ale, zaraz, zaraz, co to?!. . .  Ja spadam w dół! Jaka ta królicza nora głęboka.  Ile pięter i mijanych po drodze korytarzy! Nie do wiary - tam na półce stoi słoik                        z napisem DŻEM POMRAŃCZOWY. O, jest! Spróbuję, jakie dżemy robi się w krainie Królika. . .                 E, tam, pusty., śladu po dżemie! Ale wiem, odstawie go na innym pięterku, ot choćby tu. . . Już! Ej,                         w głowie mi się kręci! Jaka ta królicza nora głęboka? Ciekawe, jak długo jeszcze polecę? Żebym tylko nie spadła na zbyt twardy grunt, bo. . .

      I w tej samej chwili Alicja zatrzymała się na samym dnie króliczej nory. Na szczęście upadła na miękkie podłoże i nic jej się nie stało. W dali ujrzała jeszcze znikającego Królika, który coś nerwowo pokrzykiwał.  Rozejrzała się dookoła - była w ogromnej sali, przepięknie oświetlonej zwisającymi                  w dół lampionami. Sala miała wiele rozmaitych drzwi. Okazało się, że wszystkie były zamknięte na klucz. Alicja wróciła więc na środek sali i rozejrzała się dookoła.

- Zaraz, tego stoliczka tu przedtem  nie zauważyłam! Jaki piękny.  Ciekawe, jak nazywał się ten, który sprawił, że blat owego stoliczka błyszczy tak intensywnie. Ale, zaraz, tu jest jakiś klucz! Rzeźbiony, jakby złoty. . . Ciekawe, do których drzwi pasuje? Nie, tych nie otworzę. . . i tych też. . .               i tamtych także! A to ci heca! No, nie! Zostały jeszcze tylko te. To chyba piętnaste z kolei. . . Zatem do dzieła - ostatnia szansa. . . no?. . . no. . . Jest! Otwarte! No i masz! Te drzwi prowadzą wprost do maleńkiego otworu w ścianie! Co tam widać, zaraz, muszę uklęknąć. . . Jestem za wielka! Ale choć zerknę: jaki piękny ogród! Jaka cudowna zieleń traw, ile przecudnych kwiatów! Jak tam się wcisnąć? Muszę cos wymyślić! Żeby był tu ten okropny Biały Królik. . . Wrócę do stoliczka i sprawdzę, czy nie ma tam jakiej księgi z mądrościami. Może doczytam się, jak wejść do tego cudownego ogrodu. . .

Czarodziejską siłę mieć,
Robić wszystko, co się chce!
Raz być mądrym, a raz nie -
Głupstwa gadać całe dnie!
Czarodziejską siłę mieć,
Szybciej, niż zegarek biec!
Naraz być w tysiącu miejsc!
Niczym nie przejmować się!

      Ale na stoliczku nie było żadnej księgi, a już takiej z mądrościami tym bardziej. Alicja odłożyła więc kluczyk na blat stoliczka i przysiadła na podłodze, aby ocenić sytuację.

- No tak, wpadłam do tej nory króliczej i to z jednej strony dobrze, bo odkryłam inny świat, odkryłam ogród, jakiego w życiu jeszcze nie widziałam. Tyle, ze prowadzi doń tak mały otwór, że nijak się tam nie zmieszczę. Cóż zatem? A to - co? Jaka śmieszna butla! Ma pewnie ze sto lat, bo dziś takiej nigdzie nie spotkasz.  I ten śmieszny napis, wykaligrafowany starannie: NAPIJ SIĘ NA ZDROWIE. . . Ciekawe, co może być w środku? Nie ma co, napiję się i już! Raz, dwa. . . Co to? Co się ze mną dzieje?! Boże, to pewnie była trucizna!!! Tylko zaraz - ja mam wrażenie, że głowa zbliża się gwałtownie do moich butów, czyli. . . Tak! Ja maleję! Robię się coraz mniejsza!!! No, teraz już spokojnie przecisnę się do tamtego cudownego ogrodu! Gdzie ja mam ten kluczyk, który otworzył mi drzwi?. . . Przecież. . . Niestety, odłożyłam go na blat tego stoliczka, który stał się teraz tak ogromny, taki wysoki, ze nijak nie dosięgnę do kluczyka! I co ja narobiłam najlepszego!. . . 

      Rzeczywiście - Alicja po wypiciu tego dziwnego płynu tak zmalała, że nie było żadnych możliwości sięgnięcia po złoty kluczyk leżący na blacie stoliczka. I sytuacja jakby powtórzyła się raz jeszcze. Usiadła na podłodze na środku sali, pod owym nieszczęsnym a wielkim teraz stoliczkiem i pewnie za moment rozpłakałaby się zwyczajnie, ot, po dziewczyńsku.  Ale nagle zauważyła leżące pod ścianą pudełko, ozdobione okropnymi, różowymi kwiatkami, Podbiegła do pudełka i przeczytała wykaligrafowany na nim napis.

- Co to jest? Acha: ZJEDZ MNIE - SMACZNEGO! Ciekawe, co jest w środku pudełka? No tak, tego się spodziewałam - ciasteczka! A ja nie powinnam jeść zbyt często słodyczy, bo podobno od tego człowiek grubieje. Ale co tam, w końcu raz kozie śmierć! Zjem to, takie dziwnie poskręcane. . . No, nawet niczego sobie! Dobre! Tylko. . . co się ze mną dzieje?! To nie do wytrzymania - ja znowu zmieniam swoje wymiary!!!! Teraz rosnę, jak na drożdżach!!! Nie, tylko dlaczego zamieniam się w takie cienkie wrzeciono. . . w taką. . . o, już wiem: w lunetę! Teraz szybko biegnę do stolika                         i zabieram kluczyk! Tak, już sięgam ponad blat stolika! Biegiem, ku drzwiom! Musze je szybko otworzyć! Ojej, a to co? Uderzyłam się w głowę, ale o co? Nie może być - to sufit! Więc aż tak wyrosłam? Otwierajmy co prędzej drzwi i do ogrodu! Nnnno. . . nno. . . a to ci ambaras! Nie ma takiej siły, żeby przecisnąć Alicję-lunetę przez ten otwór!!! Masz ci los! Chyba w żaden sposób nie uda mi się przedostać do owego pięknego ogrodu! O, co ja widzę Biały Królik znowu tu idzie. . .
- To się bardzo źle skończy, bardzo źle! Jeśli spóźnię się, to zapewne narażę się na gniew królowej                i. . . po mnie! Każe ściąć mi głowę!!!
- Biały Króliku! Biały Króliku! Proszę zatrzymać się na moment! Gdzie pan ucieka, chwileczkę, przecież ja. . .

      Ale królik rzucił rękawiczki i trzymany wachlarz i pędem pognał przed siebie.  Alicja nie mogła odżałować. Podniosła rękawiczki - były z pięknej, białej skórki i - o dziwo! - w sam raz pasowały na dłonie Alicji. Spojrzała na nie z dumą, podniosła wachlarz i zaczęła się gwałtownie wachlować.                   I wtedy nagle stało się cos dziwnego - Alicja ponownie zaczęła maleć! Żeby uniknąć najgorszego, czyli żeby nie zniknąć całkowicie z powierzchni, odrzuciła wachlarz, który niechybnie był powodem, że stała się tak mała, jak jeszcze nigdy dotąd. I znowu tragedia - kluczyk leży na stoliku, stolik jest wielki, Alicja mała i cała historia mogłaby zacząć się od początku. Alicji wydało się, że jest zupełnie kimś innym. . . Usiadła więc i zaczęła płakać. Płakała rzęsistymi łzami długą chwilę. Na tyle rzęsistymi i na tyle ta chwila była długa, ze nagle Alicja znalazła się po podbródek w słonej wodzie!

- No i proszę! Doigrałam się! A więc tak wygląda morze łez? Zawsze zastanawiałam się, dlaczego mówi się, że komuś z oczu „tryskają fontanny łez”, ze ktoś inny „wylewa strumienie łez”, że z tego                a z tego powodu „wylano morze łez”. No i teraz sama stałam się ofiarą nonsensownego ryczenia               z byle powodu! Muszę machać rękami, bo utonę! A to co? A to kto? Mysz? Myszka?! A więc aż tak bardzo zmalałam, że jestem wielkości tego szarego stwora? O, przepraszam cię, szanowna Myszko, nie chciałam cię obrazić! No, odezwij się? Nie bądź taka ważna! Nie bądź taka nadęta, jak nie przymierzając mój kot Din! Ojej, znowu cos powiedziałam niewłaściwego?!
- Twój kot Din? A wypchaj się tym swoim podłym przyjacielem!
-   Tylko nie podłym, przecież jest to najmilsze stworzenie na świecie!
-  Najmilsze, phi! Morderca i bandyta, pogromca mysiego rodu, zbój i łobuz, a ty go nazywasz przyjacielem?! Płyń stąd!
-   Ależ Myszko, przepraszam cię bardzo, przecież nie chciałam cię urazić! Porozmawiajmy w takim razie o czymś innym. . .

      Ale Myszka błyskawicznie odpłynęła od Alicji. Tymczasem w kałuży zrobiło się niezwykle ciasno, gdyż zdążyło do niej powpadać mnóstwo innych zwierząt.  Kogóż to w kałuży nie było: Papuga, Orlątko, jakaś Kaczka i bóg wie kto jeszcze. Alicja ruszyła więc do brzegu, a za nią wszystkie stworzenia. Za moment wszyscy znaleźli się na brzegu. Tylko Mysz dziwnie stroniła od Alicji.

- Kochani moi, dość tego pływania, dosyć dąsów, fochów i obrażania się. Jesteśmy wszyscy mokrzy i natychmiast musimy wyschnąć!
-   Jako Kaczka nie przejmuję się tak wilgocią, ile tą całą hałastrą, która wyległa na brzeg. . .
-   Jak śmiesz nazywać Orlątko tym plugawym słowem?
-   Ja jednak, jako Mysz i to wielokrotnie obrażona przez tę oto młodą damę, pozwolę sobie namówić wszystkich do wspólnego schnięcia. Moje futro. . .
-   Twoje futro! Tylko ja, Papuga, mogę mówić o problemach schnięcia moich piór. Bo cóż przy nich twój szary kubrak. biedna Myszko?
-   Chwileczkę, moja Papugo! My, ludzie, mamy inny pogląd na kwestię piór, czy - jak to ma miejsce u Myszy - owłosienia.
-   No i proszę, ta młoda osóbka potrafi być sympatyczna!
- Tak, Myszko, zwłaszcza, że ja bardzo lubię futerka. Ot, choćby futerko mojego ukochanego kota Dina. . . Ojej, znowu coś palnęłam! Myszko!!!

      Ale było już za późno. Najpierw Mysz podkuliła ogon i obrażona pobiegła przed siebie, a za chwile pozostała zwierzątka oddaliły się w pośpiechu, zostawiając Alicje w samotności. Cóż, sama sobie była winna, choć nie spodziewała się, że wszyscy tu tak szybko się obrażają. Nagle usłyszała tupot czyichś stóp. Nadbiegał Biały Królik.

- Co teraz będzie, co teraz będzie? Królowa niechybnie każe mi uciąć głowę! Do stu tysięcy główek zielonej sałaty - gdzie się podziały te okropne białe rękawiczki i wachlarz? No nie, a ty co tu robisz?
-   Dzień dobry Biały Króliku, to ja - Alicja. . .
-   A więc tu jesteś Anno Mario! Tu, zamiast sprzątać mój dom! Wyrzucę cię i już! Masz ci los, to ma być służąca!
-   Ależ ja. . . Biały Króliku. . . ja jestem. . .
-  Marsz mi do domu! Natychmiast znajdź moje białe skórkowe rękawiczki, mój wachlarz i pędź               z tym do mnie! Zrozumiałaś? Rękawiczki i wachlarz!!!  
-   Dobrze, Króliku, dobrze, proszę pana. . .  Przecież to nie ja jestem jego służącą, ale powiedział to tak stanowczo i tak był przestraszony i pełen obaw o swoja głowę, że pobiegnę po rękawiczki                            i wachlarz. Ciekawe tylko, cóż to za straszna królowa, która grozi swoim poddanym ścięciem głowy?

      I Alicja pobiegła we wskazanym króliczą łapką kierunku. Po kilku minutach znalazła się na pięknym trawniku, pośrodku którego pysznił się mały, choć bardzo gustowny domek. Wokół domu stały niskie szklarnie - widocznie właściciel był zapalonym ogrodnikiem. Alicja podeszła wąską ścieżką, wykładaną białymi kamykami do drzwi domu. Na nich pyszniła się sporych rozmiarów tabliczka z wygrawerowanym nazwiskiem właściciela domu: BIAŁY KRÓLIK. Alicja weszła do środka.

- Strach pomyśleć co będzie, gdy spotkam tu prawdziwą służącą Annę Marię.  Ale co mi tam! Jak tu ładnie! Malutki, czyściutki i przytulny domek. Rozejrzyjmy się tylko dokoła, gdzie też mogą być. . . O, są! Leżą tam na kanapie! To wachlarz i białe rękawiczki Białego Królika. Teraz mogę wracać, zanim nieszczęśnik straci przytomność ze strachu przed ścięciem głowy! Ale zaraz, co tam stoi na parapecie? Jakie dziwne, szklane naczyńko.  Wygląda jak muzealny przedmiot - ni to słoiczek, ni to butelka! To niesamowite - w tej dziwnej krainie wciąż znajduje dziwne przedmioty, które natychmiast zmieniają mój wzrost. Zapewne i w tej butelce jest jakiś czarodziejski napój. . . A proszę! Karteczka             z napisem: WYPIJ TO ZE SMAKIEM. A pewnie, że wypiję!

Jakby świetnie było, gdyby
Człowiek taką siłę miał,
By mógł robić, co by chciał!

Wszystko byłoby na niby:
Niby dzionek, niby noc,
Niby dobro, niby zło!

Czary mary!
Czary mary!
Czary mary!
Szurum bum!
Czary mary!
Czary mary!
Czary mary!
Szurum bum!

Mógłby człowiek być - na przykład -
Wielki jak stuletni dąb,
Lub potężny niczym słoń!

A gdy wielkość by mu zbrzydła,
Niewidzialnym by się stał,
Lub maleńki - tak jak pchła!

Czary mary!
Czary mary!
Czary mary!
Szurum bum!
Czary mary!
Czary mary!
Czary mary!
Szurum bum!

Czarodziejską siłę mieć,
Robić wszystko, co się chce!
Raz być mądrym, a raz nie -
Głupstwa gadać całe dnie!
Czarodziejską siłę mieć,
Szybciej, niż zegarek biec!
Naraz być w tysiącu miejsc!
Niczym nie przejmować się!

      Alicja pociągnęła spory łyk z naczynia. Najwyraźniej wypiła za wiele, gdyż w jednej sekundzie tak urosła, że wypełniła sobą cały króliczy domek! Nie mogła ruszyć się ani na centymetr, gdyż                    z jednej strony jej prawa noga opierała się o kolumienkę kominka stojącego w salonie, a z drugiej strony jej głowa zaklinowała się między okienną ścianą a stojącą w narożniku szafą.  Tymczasem na zewnątrz coś się dziwnego zaczęło dziać.

-   Anno Mario! Otwieraj drzwi! To ja - Biały Królik! Jeśli nie otworzysz mi drzwi, wyrzucę cię ze służby! Zrozumiałaś? Acha - i natychmiast podaj mi wachlarz i rękawiczki! Nie chcesz otworzyć? Dobrze, wejdę oknem!

      I biały Królik począł gramolić się ku oknu, jednakże Alicji udało się wyswobodzić jedna rękę                  i machnęła nią tak, że rozległ się brzęk tłuczonego szkła.  Ani chybi - Królik wpadł do szklarni! Za moment szturm do domku przypuścili i inni. Między innymi Jaszczurka próbowała wejść kominem, lecz Alicja lekkim poruszeniem niezaklinowanej w kominku nogi sprawiła, że i Jaszczurka wpadła - wykopnięta z komina - wprost do szklarni. Tego Królikowi było za wiele, więc nakazał zgromadzonemu tłumowi wrzucenie do domku gradu kamieni. Gdy i to nie poskutkowało, zgromadzeni rozeszli się.

-   No i proszę - nabili mi kilka guzów na głowie! Nie mówiąc już o siniakach na całym ciele! Kto to widział rzucać w drugiego kamieniami! Co za nieokrzesana banda! Ale zaraz, te kamienie to prze-          cież. . . Tak, to małe, smaczne ciasteczka! Muszę natychmiast jedno zjeść! O, jakie chrupiące! I. . . no proszę! Wiedziałam, ze tak będzie! Najwyraźniej zaczęłam się kurczyć! Jeszcze chwila i uda mi się opuścić ten niegościnny dom Królika! No, już! A teraz pędem do lasu, bo jeszcze te raptusy zechcą mnie dogonić!

      Ile sił w nogach pomknęła Alicja do pobliskiego lasu. Zdawało się jej, że słyszy biegnących za nią znajomych Białego Królika.  Biegła tak dość długo, nie patrząc dokąd. Nagle usłyszała dziwne skowytanie.  Wybiegła na polanę i zobaczyła coś, co napędziło jej nielichego stracha.  Otóż baraszkował tam wśród traw mały szczeniak - śliczny, czarny pudel. Skakał we wszystkie strony, poszczekiwał, obracał się wokół, aż miło było patrzeć. Ale nagle Alicja zdała sobie sprawę, że jest tak mała, że jeden ruch łapki rozbawionego szczeniaka i po niej! Skoczyła więc na powrót w leśną gęstwinę i dojrzała z daleka ogromnego grzyba.

-   Jaki piękny prawdziwek! Jaki ogromny! O, usiądę sobie w jego cieniu i odpocznę.  Tylko zaraz, skąd ten wonny, choć gryzący dym? O rany, grzyb się pali! Choć nie, tam na kapeluszu ktoś siedzi              i pali fajkę. Halo., hali! Słyszy mnie pan? Jestem Alicja! A pan?. . . Słyszy mnie pan? Dlaczego pan nic nie mówi? To niezbyt ładnie! Przecież przedstawiłam się, więc grzeczność wymaga tego samego od pana! Takie duże stworzenie a ja musze mu prawić morały. . .
-   Nie musisz. Zresztą kim ty jesteś, żeby tak się do mnie odzywać? Jakie masz prawo? Czyż nie widzisz, że palę fajkę, która nazywa się nargile? Palenie takiej fajki wymaga skupienia.  Wie o tym każda przyzwoita gąsienica. . .
-   A więc jest pan gąsienicą! Panie Gąsienico, zatem proszę mi powiedzieć co to takiego fajka nargile?
-   A nie mówiłem? To istna bezczelność nie wiedzieć takich rzeczy! To - jak widzisz- taka długa fajka ze zbiorniczkiem z wodą przy cybuchu. Dym przechodzi przez wodę i dopiero wtedy trafia do moich płuc.
-   Ależ to niemądre! Któż to jeszcze dzisiaj zatruwa sobie płuca dymem? To. . . to. . . głupie                          i niemodne!
-   Wszystko dziś jest niemodne, a poza tym jakiś taki dziwny stwór jak ty nie będzie mi mówił, co jest mądre! Czy potrafisz wyrecytować z pamięci jakiś. . . poemat dwudziestozwrotkowy?. . .
-   Poemat?. . . A dlaczego akurat poemat?
-   Obojętnie, może być cokolwiek innego, byle było wierszem i miało dwadzieścia zwrotek!
-   Nie. . . nie potrafię. . . Wstyd mi, ale po pierwsze mam krótką pamięć, a poza tym dziś w szkole już nie każą nam się uczyć na pamięć.
-   W szkole! I któż tu mówił, ze jestem niemodny? Co za bezczelność! A przecież ja mogę recytować z pamięci choćby najdłuższe poematy bez jednej omyłki. Zapewne to przez te fajkę, którą współczesna młodzież tak gardzi!
-   Ależ panie Gąsienico! Po pierwsze palenie tytoniu to. . . no, powiedzmy: niezbyt mądre, a po drugie - czyż nie szkoda czasu na uczenie się na pamięć?
- Szkoda czasu, szkoda czasu! A co robić z czasem, który sobie tak nonsensownie wolno płynie?
-   Komu wolno, temu wolno. . .
-  A propos słowa „wolno”! Otóż szybko stąd odchodzę, albowiem znudziła mnie konwersacja                       z osoba, która niczego nie umie na pamięć. Pozwól więc, że pożegnam cię moim ulubionym fragmentem poety z rodu Gąsienic:

       A kiedy świat nudny i niemądry znów się tobie wyda,
       Spróbuj skosztować kąsek z prawej strony grzyba.
       Potem spróbuj jeszcze kąsek z jego lewej strony,
       A będziesz zgoła inny - przyznasz sam zdumiony,
Bo gdy jedna strona cię uczyni małym,   
Druga strona wielkim, dużym i wspaniałym.
No, a teraz na mnie już pora, bo dym stracił przez ciebie cały aromat.  Muszę sobie poszukać innego partnera do rozmowy.
-  Chwileczkę, Gąsienico! Cóż znaczy ten wiersz o prawej stronie grzyba i lewej stronie grzyba? Przecież ten grzyb jest idealnie okrągły, a jeśli cos jest idealnie okrągłe, to nie ma strony lewej                     i prawej!
-   Czego was uczą, czego was uczą! Ja wiem, że nie potrafisz niczego porządnie zapamiętać, ale żeby nie wiedzieć, gdzie jest strona prawa a gdzie lewa. . .
- To nie tak! Zaczekaj!. . . No i masz, poszedł sobie! Jacy wszyscy są tu drażliwi i obrażalscy! I jak ja teraz sprawdzę, gdzie prawa, a gdzie lewa strona grzyba? Na wszelki wypadek ułamie kawałek kapelusza z tej strony, o, właśnie. . . Tak, a teraz pójdę na przeciwległą stronę kapelusza i też ułamie kawałek. A reszta? Cóż, zrobimy doświadczenie. A więc najpierw spróbujmy malutki kawałek z tej strony. . . Hmm, niezłe i. . . O, więc kawałek grzyba z tej strony sprawia, że rosnę! Świetnie! Teraz będę mogła zapewne stać się tak szczupłą, że. . . Stop! Dość! Co się ze mną dzieje! Moja szyja! To szyja mi rośnie! O jej! Już zaczyna wystawać ponad wierzchołki drzew! Ja nie widzę własnych butów! Jeśli tak zostanie, będę musiała do nich wysyłać kartki z życzeniami świątecznymi!. . . A to co? A to kto?
-   To ja, Gołąb, ty wstrętny wężu!
-   Ależ ja nie jestem wężem,  ja jestem Alicją!
-   Wszystkie węże tak mówią, a jak przyjdzie co do czego, to wyjadają jajka, które tak pieczołowicie wysiaduję!
-   Już raz to powiedziałam: nie jestem wężem!!!
-   Nie? A kto zjada jajka?
-   No, nie powiem, jajecznicę lubię, ale nie z jaj gołębich. . .
-   Nie zamydlisz mi oczu! Już ja wiem, jak podstępne bywają węże! Zresztą zobacz, czyż twoja szyja nie przypomina węża?
-   Jestem Alicja, powtarzam ci to po raz kolejny!
-   Jesteś wężem i wyjadasz jaja z gołębich gniazd!
-   Chyba oszalałeś! Ja i gołębie jajka! Mój kot Din pękłby ze śmiechu!
-   A więc jest tu jeszcze kot?! No nie, to ja znikam!!!

      I w tej chwili pofrunął gdzieś, hen. Alicji zrobiło się smutno, bardzo smutno. Usiadła i już gotowa była zapłakać, lecz przypomniała się jej kałuża z łez i odmyśliła się. Tym bardziej, że przypomniała też sobie o kawałkach grzybowego kapelusza! Postanowiła skosztować teraz przeciwnej strony grzyba. Odłamała kawałek bacząc, aby nie był zbyt duży, gdyż obawiała się skutków swojego zmalenie. A nuż zje zbyt dużo i zniknie? Wzięła więc do ust mały kawałeczek i czekała, co się stanie.          I rzeczywiście stało się. . .

Czarodziejską siłę mieć,
Robić wszystko, co się chce!
Raz być mądrym, a raz nie -
Głupstwa gadać całe dnie!
Czarodziejską siłę mieć,
Szybciej, niż zegarek biec!
Naraz być w tysiącu miejsc!
Niczym nie przejmować się!

 


CZĘŚĆ DRUGA

 

      Alicja zjadła mały kawałek grzyba i rzeczywiście zaczęła się zmniejszać. Ugryzła jeszcze jeden mały kawałek i jeszcze jeden, aż udało się jej wrócić do swojego normalnego wzrostu. Ruszyła zadowolona przez las, aż w oddali dostrzegła mały, dziwny dom. Dobiegały z niego jakieś dziwne hałasy. Niestety, domek był zbyt mały, aby mogła do niego wejść, więc ugryzła kawałek grzyba                           z drugiej strony kapelusza i zmalała do oczekiwanych rozmiarów. Była zadowolona. Nie zwlekając dłużej weszła do owego dziwnego domu.

-   A psik! Dzień dobry! A psik! A cóż tu się właściwie dzieje? Przepraszam, nie przedstawiłam się - jestem Alicja.
-   No i co z tego? Każdy jest tym, na kogo wygląda. Ot, weźmy ja - wyglądam na księżną i jestem księżną. Prawda?
-   No, niby tak, ale. . .
-  Ale? Nie bądź bezczelna młoda osobo. Zresztą nie widzisz, ze nawet to małe dziecko, które trzymam na ręku, zaczęło popiskiwać przez ciebie?
-   To zapewne od tego pieprzu, który aż wierci w nosie. Księżno, proszę uważać! Ta pani, która stoi przy kuchni rzuca talerzami!!!
-   To kucharka. Ona zawsze tak robi, kiedy gotuje zupę. O, proszę, nawet patelnią rzuciła!
-   Dziwne tu panują obyczaje! A tak, o, tam, na piecu, któż to tak szeroko się uśmiecha?
-   To słynny Kot  Bajkowy. One wszystkie się tak dziwnie uśmiechają. Uwaga! Znowu leci garnek!
-   Nie wiele brakło, a trafiłaby w to biedne dziecko!
-   Dziecko? To prosiak i nic więcej!
-   Jakże to tak na dziecko?! Proszę, nawet i ono zaczęło kichać! A psik!
-   A psik! A psik! Kiedy mówię prosiak, to prosiak! Każdy jest tym, na kogo wygląda, ot co! Zresztą nie zawracaj mi głowy, bo już późno, a Królowa czeka z rozpoczęciem wielkiego meczu w krokieta. Zaprosiła mnie! A psik! Masz, łap tego prosiaka, a ja pędzę, bo inaczej królowa mi głowę utnie!
- Przecież to dziecko! Uf, na szczęście złapałam! No nie, teraz jeszcze ta wstrętna kucharka we mnie rzuca garnkami! Trzeba stąd uciekać, zanim dziecku albo mnie stanie się krzywda!

W bajkach, których tyle znasz,
W bajkach zdarza się nie raz,
Że najprostszym rozwiązaniem jakie jest,
To po prostu zrobić tak,
Żeby strach na wszystkich padł,
Cała reszta już jest prosta, prosta jak najprostszy gest.

Uciąć głowę!
Uciąć głowę!
Uciąć głowę szast i prast!
Jednym słowem:
Uciąć głowę!
Uciąć głowę
I gotowe!
Szast i prast!

W bajkach często bywa tak,
Że królowa - głupia, zła,
Woli zamiast sprawiedliwie zbadać rzecz,
Uciąć, skrócić, byle by
Cały problem zniknął w mig,
Cała reszta już jest prosta, prosta jak najprostszy gest.

Uciąć głowę!
Uciąć głowę!
Uciąć głowę szast i prast!
Jednym słowem:
Uciąć głowę!
Uciąć głowę
I gotowe!
Szast i prast!

Bajka swoje prawa ma,
Bajka to jest taka gra,
Ale w życiu jest na szczęście nie tak źle!
Jedno, co zostało, to
Powiedzonko, z bajki wprost,
Niby śmieszne, chociaż przecie tak naprawdę groźne jest:

Dałbym sobie
Uciąć głowę!
Uciąć głowę szast i prast!
Jednym słowem:
Uciąć głowę!
Uciąć głowę
I gotowe!
Szast i prast!

      Uchyliwszy się przed kolejną fruwającą patelnią mocno schwyciła zawiniątko z małym dzieckiem i pobiegła przed siebie. Po drodze aż trzęsła się z oburzenia, ze tak można się zachowywać wobec niewinnego maleństwa w beciku.  Prosiak! Tak przecież Księżna nazwała to biedne niemowlę. . . Tymczasem stworzenie w zawiniątku zaczęło wydawać przedziwne dźwięki!

-   To maleństwo jest rzeczywiście dziwne. Rączki ma dziwnie rozchylone, nóżki też. . . I ten różowy pyszczek? Jakby ryjek, a nie nosek. . . O boże, to jest rzeczywiście małe prosiątko! Nie ma tak dobrze, żeby prosiaczki nosić na rękach! Bez względu na to, jak małe są! Marsz mi o własnych siłach!

      I ruszyła dalej leśną ścieżynką.  Nagle na drzewie ujrzała dziwnie uśmiechniętą twarz. Tak, była pewna, że przed chwilą widziała ten uśmiech! To był przecież. . .

-   Witam cię ponownie, uśmiechnięty kiciu! Jak to cię nazywają? Acha, Kot z Bajki!
-   Mogłabyś już to wiedzieć, ze tak potrafią się tylko uśmiechać Koty z Bajki. . .
-  No już dobrze, dobrze! Powiedz mi lepiej, którą drogę wybrać? Czy mam pójść w prawo, tym szerokim duktem, czy może w lewo, tą drogą porośniętą wielkimi sosnami?
-   To zależy od tego, którędy się udasz w dalsza podróż. Jeśli pójdziesz tędy - twój wybór!
-   A jeśli tędy?
-   Tym bardziej będzie to wybrana przez ciebie droga!
-   Zaraz, zaraz, niczego nie rozumiem!
-   Obojętnie którą drogę wybierzesz, zapewne trafisz w to samo miejsce.
-   Czyś ty rozum postradał? Przecież to jest bez sensu!
-   To nie ja jestem obłąkany, tylko oni!
-   Oni? Kto?
-   Ci, do których się udajesz - Marcowy Zając, Kapelusznik i ten okropny śpioch Suseł.
-   A cóż oni robią tam, gdzie według ciebie ja się udaję?!
- Oni siedzą przy stole i całymi dniami piją swoje popołudniowe herbatki. A że są leniwi. . .                       A zresztą - sama ich o to zapytaj, a ja znikam!

      I rzeczywiście zniknął tak, jak to tylko potrafią Bajkowe Koty: najpierw jedna łapka, potem druga, potem ogon, a wreszcie głowa. Najdłużej został uśmiech. Tymczasem Alicja zbliżyła się do bardzo dziwnego miejsca. Otóż przy bardzo, bardzo długim stole, zastawionym ciasno talerzykami, kubkami i ciasteczkami siedzieli Kapelusznik i Marcowy Zając. Pomiędzy nimi drzemał Suseł.

-   Dzień dobry! Jestem Alicja!
-   A ja jestem Kapelusznik i co z tego?
-   Miło mi poznać! A pan, to zapewne Marcowy Zając?
-   Odgadła nie pytając!
-   Przecie zapytałam.
-   Ale przedtem wiedziałam!
-   Bo od kota usłyszałam!
-   No to po co pytałam?
-   Panie Kapeluszniku, dlaczego zając taki nieprzyjemny?
-   Widzisz, moje dziecko, to chodzi o czas.
-   Jaki czas?
-  Otóż myśmy zatrzymali czas na godzinie picia popołudniowej herbaty i tak sobie bez przerwy popijamy. A gdy zabrudzi się filiżanka lub talerzyk, to przesiadamy się o jedno miejsce. Suseł też, tyle, że robi to przez sen.
-  Mój Kapeluszniku, zamiast zabawiać rozmową tę młodą osóbkę, każmy lepiej Susłowi opowiedzieć bajeczkę! Suśle! Zbudź się!
-   A więc było to tak. Na dnie studni siedziały trzy siostrzyczki. . .
-   Trzy siostrzyczki na dnie studni? To jakieś brednie! Kapeluszniku, czy słyszałeś, aby siedział ktoś na dnie studni?
-   No, chyba, że to było jak z tą zagadką: co to jest - wisi na ścianie i gra? No, panno Alicjo?
-  To mi się zupełnie nie podoba! Po pierwsze skąd się tam wzięły te trzy siostry, a po drugie co ma piernik do wiatraka?
-   A właśnie, że ma! Czyż nigdy nie widziałaś wiszącego na ścianie fortepianu?!
-   Co takiego?!
-   Zaraz, zaraz, bo znowu zasnąłem i nie wiem na czym skończyłem! Marcowy Zającu?
- Mówiłeś, ze trzy siostry obżerały się w studni.
- Właśnie! One zajadały się melasą!
-   Phi, też mi coś! Jakem Kapelusznik, nie widzę w tym nic bajkowego!
-   Kapeluszniku, nie przerywaj Susłowi, bo znowu zasnął! Lepiej się przesiądźmy, bo moja filiżanka się zbrudziła, a wciąż jest czas picia herbaty i jedzenia ciasteczek.
-   No nie, wy na prawdę jesteście obłąkani!
-   Każdy jest na swój sposób obłąkany.  Ale posłuchaj mojej zagadki. Otóż. . .
-   Chwila! Jeszcze nie skończyłem mojej bajeczki! Więc na czym to przerwałem? Ojej, jak mi się chce spać!
-   Dość tego! Żegnam panów na zawsze!!!

      I Alicja czym prędzej opuściła niesamowite towarzystwo. Sięgnęła do kieszeni po resztki grzyba               i tak nimi manipulowała, jedząc na zmianę, że raz rosła, raz malała. A wszystko w odpowiednim czasie i odpowiednim miejscu. Dość, że udała się na powrót do wielkiej sali pełnej drzwi, schwyciła złoty kluczyk, leżący na stoliczku i otworzyła drzwi, za którymi było wejście do przepięknego ogrodu. Tu zjadła odpowiedni kawałek grzyba, który ja pomniejszył i wsunęła się przez maleńki otwór do ogrodu. To co zobaczyło, wprawiło ją w zdumienie. Oto dwóch osobników, przypominających karty do gry, malowało białe róże na czerwono!
-   Piątko Kier, pospiesz się, bo zaraz nadejdzie Królowa!
-   Kiedy już szybciej nie mogę, moja droga Dwójko!
-   Ojej! Królowa Kier właśnie tu nadchodzi! Padnijmy lepiej na twarz!
-   Królu Kier, a cóż robią ci dziwni osobnicy?
-   Najwyraźniej malują róże na czerwono.
-   W takim razie - uciąć im głowę! A ty kim jesteś?
-   Jestem Alicja, wasza królewska mość!
-   Zawołać mi tu natychmiast Białego Królika! Króliku! Zapisz tę małą osóbkę - ona tez ma zagrać                 z nami w krokieta!
-   Jak najbardziej, Królowo, lecz. . .
-   Lecz? Bo każę uciąć ci głowę! Walecie Kier! Niech żołnierze udają bramki, żaby będą piłeczkami, a zamiast kiji do krokieta będziemy używać flamingów, które maja odpowiednio długie szyje! Zrozumiano? Bo każę wszystkim uciąć głowy!!!

Uciąć głowę!
Uciąć głowę!
Uciąć głowę szast i prast!
Jednym słowem:
Uciąć głowę!
Uciąć głowę
I gotowe!
Szast i prast!

      Rozpoczęło się to, co Królowa nazwała grą. Gdy Alicja włożyła sobie biednego flaminga pod pachę, w żaden sposób nie potrafiła go zmusić do takiego skręcenia szyi i głowy, aby można uderzyć w żabę-piłeczkę. Żaby też zresztą porozłaziły się po niemiłosiernie nierównym terenie, a żołnierze, którzy byli bramkami, poukładali się w trawie i chrapali. Królowa zaś chodziła tam i z powrotem, co rusz nakazując ucięcie komuś głowy.  Na szczęście były to tylko pogróżki, bo kat ani myślał                          o wypełnianiu swoich obowiązków. 

-  Alicjo! Gdzie jesteś? Bo każe ci uciąć głowę, jeśli mi natychmiast nie wytłumaczysz, co to za uśmiech pojawił się na tamtym drzewie!
-   Ależ Królowo, to tylko Kot z Bajki! On pojawia się i znika po kawałku. Jeśli chwilę zaczekasz, pokaże się jego jedno oko - o, patrz - potem drugie - widzisz? - wreszcie uszy! O jest cała głowa!!!
-   Uciąć mu głowę!
-   Łaskawa Królowo, jakem Biały Królik! Jak można uciąć głowę komuś, kto nie ma tułowia? Komuś, kto ma tylko samą głowę i nic więcej?!
-   Powiedziałam uciąć! Chyba że ty chcesz stracić głowę, Króliku?!
-  To może zapytajmy, co o tym sądzi Księżna?
-  Ona jest w więzieniu i oczekuje na ucięcie głowy, ale. . . mogę ją przywołać!

      Ale Księżna nie potrafiła rozstrzygnąć tego dylematu i - korzystając z okazji - chwyciła Alicje pod pachę i zaprowadziła do siedzącego nieopodal Gryfa, który wspominał ze swoim przyjacielem imieniem Żółwiciel szkolne lata.

-   Pamiętasz Żółwicielu, jak tańczyliśmy kadryla z krabami? Jakie to były piękne czasy!
-   Piękne! Zresztą przyznaj, że byłem dobrym uczniem!
-   A ty, młoda damo? Jak tobie powodzi się w szkole?
-   Jedno jest pewne - tańca, nazywanego kadrylem nas nie uczą!
-   A jakie macie przedmioty? Język morski? Morzografię? Dnologię?
-   Czy chodzisz na lekcje spływania? Albo na falologię?
-   I czy uczą was wyciągania morałów z dna każdej opowieści?
-   Morałów z dna opowieści?
-   No, weźmy taki przykład. . . Gryfie, podrzuć mi coś. . .
-   Choćby: „Ucz się dziecino, bo lata płyną”. . .
-   Właśnie, jaki z tego morał?!
-   No nie, to jakieś nieporozumienie!
-   Ależ to proste: morał z tego płynie - uważaj na głębinie!
-  Księżno, dość już mam towarzystwa tych dwóch panów! Wracajmy lepiej do Królowej, zanim zauważy naszą nieobecność i każe nam uciąć głowy!

Uciąć głowę!
Uciąć głowę!
Uciąć głowę szast i prast!
Jednym słowem:
Uciąć głowę!
Uciąć głowę
I gotowe!
Szast i prast!

      Tymczasem Królowa właśnie rozpoczynała posiedzenie sądu. Oto na ławie oskarżonych zasiadł Walet, któremu zarzucano kradzież ciasteczek. Biały Królik, pełniący role herolda, ciskał się na wszystkie strony, uspokajając ogromny tłum, którym była w istocie talia kart. Król siedział obok Królowej i nie bardzo wiedział o co chodzi.

-   Jeśli o mnie chodzi, to Walet jest winien! Odczytać wyrok!
-   Królu, przecież jeszcze nie przesłuchano świadków!
-   Zamilcz Marcowy Zającu, bo każę cię usunąć!
-   Zanim wszystkim poucinam głowy - wprowadzić pierwszego świadka. Kapelusznik!
-   Cóż, jeśli chodzi o ciasteczka, to Suseł spał, jak najęty, a my z Marcowym Zającem przesiadaliśmy się akurat do następnego nakrycia.  I tyle! Królu. . .
- Jak mówisz do Króla, zdejmij swój kapelusz!
-  Kiedy to nie mój kapelusz, gdyż jako kapelusznik zajmuję się produkcją nakryć głowy na zamówienie. . .
- A więc przyznajesz się do kradzieży kapelusza?
- Królu! To kapelusz klienta!
- Suseł! Potwierdzasz to?
- Ja nic nie wiem, ja spałem, kiedy Marcowy zając cos wspominał o ciasteczkach. . .
- No, ten tego, owszem, wspominałem, ze skończyły się ciasteczka, które leżały przede mną i pora się przesiąść o jedno miejsce!
- Uciąć im wszystkim głowy! A kapelusze zostawić na później!
- Litości!!!
- Spokój! Biały Króliku - wezwać na przesłuchanie. . . Alicję!!!
- Ależ ja nic nie wiem o żadnych ciasteczkach!
- Zamilcz! Pytam cię: Czy Walet winien?
- Ojej! Zaczynam się bać, chyba ugryzę kawałek grzyba!
- Jakem Biały Królik! Świadek rośnie!!!
- Jak śmiesz rosnąć w mojej obecności, w obecności Królowej? Uciąć jej głowę!!!
- A spróbujcie tylko! Patrzcie, jak urosłam! Patrzę teraz na was z góry i. . .

      W tym momencie twarz Alicji musnęła kołysana wiatrem trawka.  Obudziła się, z głową na kolanach siostry. A więc to był tylko sen u schyłku lata? A jednak Alicji wciąż się wydawało, ze widzi biegnącego wśród traw Białego Królika. Że słyszy obrażoną Myszkę, płynącą w kałuży łez, że wreszcie drży ze strachu przed okropną Królową Kier, która wszystkim groziła ucięciem głowy. Nawet słynnemu Kotu z Bajki, który miał tę dziwną właściwość, że nie tylko wiecznie się uśmiechał, ale i potrafił znikać i pojawiać się . . . po kawałku! Ale cóż, to był tylko dziwny sen, sen o krainie czarów. O krainie, do której tak często się tęskni i do której tak chętnie się powraca. I której do końca nigdy nie da się poznać i zrozumieć. Tak, jak to bywa z każdym, niezwykłym snem. Bo i któreż sny są zwykłe?

Kiedy dobry sen nadejdzie,
Ty zmęczone oczy zmruż:
Niech się śnią cudowne sny,
Niech się śnią przez całą noc!

Cisza już zapadła wszędzie,
W podróż więc wyruszaj znów:
Niech się śnią cudowne sny,
Niech się śnią przez całą noc!

Do krainy czarów
Płyńmy póki czas!
Do krainy czarów,
Gdzie marzenie trwa!
Do krainy czarów,
Gdzie cudowny świat!
Do krainy czarów
Poznać przygód smak!
Do krainy czarów
Płyńmy póki czas!

Tam, daleko, na nas czeka
Niespodzianek wielka moc;
Niech się śnią cudowne sny,
Niech się śnią przez całą noc!

Popłyń z nami i nie zwlekaj,
Póki dom okrywa mrok,
Niech się śnią cudowne sny,
Niech się śnią przez całą noc!

Do krainy czarów
Płyńmy póki czas!
Do krainy czarów,
Gdzie marzenie trwa!
Do krainy czarów,
Gdzie cudowny świat!
Do krainy czarów
Poznać przygód smak!
Do krainy czarów
Płyńmy póki czas!

Utwory chronione przez Stowarzyszenie Autorów ZAiKS. Wszelkie prawa zastrzeżone. www.agencja-as.pl