Top » Katalog » Baśnie i Legendy Polskie »
Kategorie
Piosenki (669)
Przysłowia Radiowe (58)
Rewia Viva (7)
Smoleniowe Bajanie (1)
W Karzełkowie (7)
Pastorałki (21)
Bajki (14)
Opowieści z Biblii (7)
Najpiękniejsze Bajki Świata (8)
Baśnie i Legendy Polskie (9)
Felietony Gazetowe (36)
Inne (3)



Wykonawcy
LEGENDA O HALSZCE Z OSTROGA
 

Słońce wstaje i zachodzi
I przemija dzień za dniem,
Dziś szczęśliwi, dzisiaj młodzi
A co jutro? Któż to wie?

Przechodzimy, przemijamy,
Codzień zdając się na wiatr,
Lecz zostaje gdzieś za nami
Naszych dłoni trwały ślad.

Tak się historia kołem toczy,
Niepowstrzymana - z wieku w wiek!
Tak się historia kołem toczy -
- Niedościgniony czasu bieg...

Historia, którą chcę wam dzisiaj opowiedzieć, wydarzyła się bardzo, bardzo dawno temu.    I - daję wam na to moje słowo - jest historią prawdziwą. A zaczęła się w roku 1539.Na dworze pana na Ostrogu, Ilii Ostrogskiego, księcia i potomka wielkiego hetmana litewskiego panowała żałoba. Żona Ilii powodów do rozpaczy miała wystarczająco wiele. Oto zmarł jej świeżo poślubiony małżonek, właśnie książę Ilia, a tu jeszcze i to...Bo trzeba wam wiedzieć, że żona pana na Ostrogu była brzemienną i spodziewała się lada moment narodzin swego dziecięcia. Dziecię owo, choć jeszcze nienarodzone, już było sierotą. Tedy radość, jaka zwykle towarzyszy narodzinom, tym razem pomieszana była z rozpaczą po niedawnej śmierci księcia małżonka. A i dzień był jakby dziwnie nieszczególny. Za oknami była już pełna jesień, drzewa liści pozbawione a niebo wiecznie pochmurne i deszczami ziejące. Gęsto na schodach i krużgankach poutykane łuczywa niewiele światła dawały. Półmrok i chłód, wilgoć i smutek ogromny panowały wokół. Na wielkim łożu spoczywała księżna Beata, spodziewająca się dziecka.

- O, księżno, dlaczegóż tak wielki smutek wypisany jest na twojej twarzy?
- Nianiu moja, ty jedna wiesz, jak cierpię! Książę małżonek zostawił mnie na ziemi brzemienną i samotną. Jeszcze te deszcze codzienne i chłody...
- Pani moja, jakże ci dopomóc? Jakich słów użyć, by stały się lekarstwem na ból twej duszy?
- Nianiu, pozostaje nam się jeno modlić, aby stało się to, co stać się musi, lecz aby Pan nasz miał nas w szczególnej opiece. Nia...
- Cóż to, o pani?!
- Każ wołać pomocy, bo ani chybi, chwila na mnie nadchodzi!
- Pomocy! Bywajcie tu, a chyżo!
I ruch się zrobił wielki. Do komnaty wpadły przygotowane już na tę chwilę kobiety, które niejedno dziecko na świecie powitały.   I biegano i poganiano się nawzajem. Zanim jednak się kto zdążył obejrzeć, wieczorną ciszę rozdarł przeraźliwy krzyk nowonarodzonej.     I  tak na świat przyszła Halszka z Ostroga.

Ty zjawiłaś się na świecie
W czas niedobry, chłodny czas,
Narodziłaś się a przecie
Ojciec twój przedwcześnie zgasł.

Za oknami jesień słotna,
Za oknami chłodny wiatr,
Ile klęsk na drodze spotkasz,
Ilu smutków poznasz smak?

Halszko, Halszko, nieszczęśliwy
Tobie już pisany los!
Halszko, Halszko, świat zadziwisz,
Lecz cię spotka milion trosk.
Halszko, Halszko, ty wybrałaś
Nienajlepsze sobie dni,
Halszko, Halszko, Halszko mała
Niech Bóg doda tobie sił!

Tak oto świat powitała Elżbieta Katarzyna Ostrogska, zwana Halszką. Urody była wielkiej i to od dni pierwszych, tedy choć na pół sierotą była, lecz kochano ją wielce. Prócz matki Beaty nadzór nad jej losami sprawował stryj Wasyl Ostrogski, człowiek tyleż porywczy, co gołębiego serca. Przynajmniej dla Halszki, bo w innych okolicznościach rozmaicie bywało. Ale Halszka chowała się zdrowo i rosła szybko. Ani się ludzie obejrzeli a stuknęło jej czternaście lat. Wyprawiono huczną urodzinową biesiadę, bawiono się i cieszono bez umiarkowania.

- Halszko, serce ty moje! Jakem Wasyl Ostrogski, stryj twój i zarządca należnych tobie -   w dorosłości, ma się rozumieć! - dóbr, chcę ci życzyć i zdrowia i pomyślności wszelakiej!
- I ja, matka twoja, która oddała tobie swe lata najlepsze, chcę ci życzyć, aby twoje  życie upłynęło w szczęściu  i bogactwie!
- Dzięki niech wam będą matko moja najmilsza i stryju ukochany! Jeno że tu wszyscy powiadają, żeście mnie na piśmie staroście kaniowskiemu przyrzekli. A ja przecie młoda jeszcze i...
- Ucisz się, córko moja! Obietnice obietnicami, a Dymitr Sanguszko długo cię nie dostanie!
- Ależ ja mu obiecałem!
- Milcz, Wasylu! Halszka nigdy nie będzie żoną Sanguszki!
- Przecie Dymitr  listy śle, bogactwa obiecuje...
-  Niedoczekanie jego!
-  Matko! Ja się boję z domu iść!
- Nie pójdziesz! Nie pozwolę!
- Mam takie same prawa decydować o losie Halszki jako i ty!
- Panie!!! Do bram orszak jakiś się zbliża!
- Orszak? A kogóż to drogi wiodą?
- Przebóg, to Dymitr!!! Dlaczegóż to sprowadziłeś go Wasylu?!
- Pewnie życzenia Halszce wiezie, winszować przyjechał.
- Winszować?! Zawrzeć bramy!
- Otworzyć bramy!

- Zawrzeć!
- Milcz, kobieto!!!
- Pani! Dymitr na czele zbrojnych wdarł się na podwórzec!
- Halszko, uchodź!!!
- Matko!!!
I wywiązała się krótka, choć gwałtowna walka pomiędzy służbą księżnej Beaty a czeladzią Dymitra, wspieranego przez stryja Wasyla. Czasu minęło niewiele i nierówna walka została zakończona. Wasyl szarpiącą się ostatkiem sił księżnę kazał zawlec do piwnic i tam zamknąć a sam skłonił się przed Dymitrem i rzekł:

- Słowo się rzekło - kobyłka u płotu. Oto i masz swoją pannę! Czyż nie jest piękna?
- Dalibóg! Drugiej takiej na ziemi nie znajdziesz! Halszko - bądź pozdrowiona!
- Zaliż godzi się tak gwałtem dom nachodzić?
- Miłuję cię Halszko a i obiecano mi ciebie, tedy przyszedłem ślub brać!
- Mej zgody nie usłyszysz po tym, co się stało!
- Ja, Wasyl, opiekun jej prawny i stryj, za nią zgody ci Dymitrze udzielam! Jesteście poślubieni!

Nie minęła chwila i zawarty ślub!
Cała rzecz się stała bez nadmiaru słów!

Oto więc starosty Halszka żoną jest,
Matka jej zaś w lochu roni rzeki łez!

Dymitr Sanguszko! Starosta kaniowski!
Pan to bohaterski czy zwyczajny zbój?
Dymitr Sanguszko! Starosta kaniowski!
Ech, nad głową jego czarne roje chmur...

Lotem błyskawicy wieść do króla mknie
I wnet na Dymitra spada władcy gniew.

Szparko więc uchodzi z Halszką na swój dwór,
Pewny że w Kaniowie mu nie straszny król!

Dymitr Sanguszko! Starosta kaniowski!
Pan to bohaterski czy zwyczajny zbój?
Dymitr Sanguszko! Starosta kaniowski!
Ech, nad głową jego czarne roje chmur...

Panujący wówczas król Zygmunt August zeźlił się na Sanguszkę okrutnie i skazał go na śmierć. Sanguszko jednakże przed królewskim gniewem uciekł z Halszką do Czech. Wyruszyły za nimi w pościg oddziały Marcina Zborowskiego a także Łukasza Górki. Tymczasem Dymitr Sanguszko w przygodnej gospodzie, niebaczny na grożące mu niebezpieczeństwo, wydał weselną ucztę.

- Pijcie zdrowie nasze i żony naszej Halszki, lubo nazbyt młodej, jednak pięknej nad podziw!
- Zdrowie!
- Pijcie zdrowie naszych przyszłych dziedziców, którzy z Halszki zrodzeni będą!

- Zdrowie!
- Zdrowie! Zdrowie! Zdrowie!
- Hola! Spokój! Tu cię mam, zbóju i przeniewierco!!!
- Któżeś ty?...
- Jam Marcin Zborowski! W imieniu króla aresztuję cię za gwałt nad tą oto Halszką!
- Toż to żona moja!...
- Królewskim wyrokiem na śmierć jesteś skazany! Brać go!!!
Tumult się zrobił wielki, lecz za moment pobity Sanguszko, zakuty w kajdany, trafił do lochu, gdzie skrytobójczo został niebawem zgładzony. Tymczasem Halszka wróciła do Polski, gdzie w Poznaniu spotkała się z matką. I tak mniej więcej zakończył się pierwszy okres życia Halszki z Ostroga. Bynajmniej nie najbardziej dramatyczny. Ale o tym dowiecie się niebawem.

Oto Halszka do Polski wróciła
I wnet matce przypadła do stóp,
Bo w matczynym uczuciu jest siła,
Która umie sprzeciwić się złu.

Lecz łzy zanim  spłynęły ostatnie,
Znów historii splątała się nić
I los  Halszkę uwikłał znów w matnię,
Z której nigdy nie uda się wyjść...

Niezbadane są życia koleje,
Niezbadane są losu wyroki,
Nie odczyta przyszłości nikt z gwiazd.
Tylko jedną mieć trzeba nadzieję,
Że wśród życia kolein głębokich
Coś się uda ocalić od zła.

    
Oto naszej legendy ciąg dalszy,
Oto znów się opowieść zaczyna,
O zdarzeniach niezwykłych sprzed lat.
Posłuchajcie jej z nami z uwagą,
Bo wybiła historii godzina,
O pięć wieków dziś cofnął się świat.

Stara, polska legendo,
Ty nadzieją nam bądź,
Stara, polska legendo,
Ty nas prowadź przez mrok!
Stara, polska legendo,
O przeszłości nam mów,
Stara, polska legendo
Ty historii nas ucz!

Niech się dalej potoczy los Halszki,
Której życie niczego nie skąpi,
Choć zarazem jest piękne i złe.
Niech ożyją zamierzchłe zdarzenia,

Niech - co musi - raz jeszcze nastąpi,
A my śledźmy ukryty w tym sens.

Niespełna szesnastoletnia Halszka, dopiero co wydarta podstępem Dymitrowi Sanguszce, którego za uprowadzenie panny z Ostroga spotkała śmierć, wróciła pod skrzydła matki swej - Beaty. Tymczasem król Zygmunt August postanowił znaleźć Halszce godnego męża a zarazem właściwego zarządcę jej olbrzymiego majątku. Wybór padł na możnowładcę Łukasza Górkę, wojewodę brzesko-kujawskiego. Ślub miał odbyć się na Zamku Warszawskim.

- Królu Zygmuncie, gdzie podziała się matka Halszki? Służba właśnie mi doniosła, że od dwóch godzin bezskutecznie jej wszędzie szukają.
- Królowo Bono, pani moja, nie frasuj sobie tym głowy! Moi dworzanie przyprowadzą ją lada moment. Czy ksiądz biskup gotów do ceremonii zaślubin?
- Czeka już dobrą chwilę. Halszka też jakoś dziwnie rumieńcem płonie...
- Cóż, to przecież dzień zaślubin.
- Ani chybi coś wisi w powietrzu!
- Wasza wysokość, odnaleziono księżnę Beatę, Ale żadnym fortelem przywieść się tu nie dała.
- A pierścień rodowy wydała wam?
- Siłą, lecz jednak...
- Łukaszu Górko, czyż jesteś gotowy?
- Tak księże biskupie.
- A ty Halszko?
- Skoro taka wola matki mojej, to i ja tego pragnę...
- Matka twoja nie chciała tu przybyć.
- Wola matki, wolą córki...
- Czyż więc chcesz przytomnego tu Łukasz Górkę pojąć za męża?
- Jeśli matki mojej wola taka jest...
- A ty, Łukaszu, czy chcesz pojąć tu obecną Halszkę za żonę?
- Chcę.
- Tedy niech tak będzie!
Ale ledwie zakończyła się ceremonia zaślubin, nie zważając na gniew królewski czmychnęła Halszka cichaczem do swej matki i żadną siłą nie chciała zostać przy boku męża swego. Niebawem też pod osłoną nocy obie niewiasty uciekły do Lwowa. Tymczasem Łukasz Górka podążył na wojnę o Inflanty.

W murach lwowskich się Halszka ukryła,
Za nic mając niedawny swój ślub.
A gdy mąż jej był z wojny powrócił,
Nie wpuszczono do miejskich go wrót.

Już gotują się zbrojni,
Słychać broni już szczęk!
Oto znowu czas wojny,
W sercach czai się lęk!


Wojewoda od gniewu aż płonie,
Przecież żona tam jego, czyż nie?
I do ciosu szykują się dłonie -
- Cóż to będzie? Co będzie? Kto wie...


Był to rok 1559.Dnia 15 marca doręczono księżnej Beacie pismo królewskie, nakazujące Halszce bezwarunkowe poddanie się woli męża Łukasza Górki. Księżna Beata kategorycznie odmówiła wykonania woli króla. Sytuacja stawała się dramatyczna. Wojska lada moment mogły uderzyć na klasztor dominikanów, który był schronieniem księżnej Beaty i Halszki. Nadchodziła noc. Nagle do uszu Halszki dobiegły strzępy rozmów. Ktoś zbliżał się do jej pokoju...

- Kto tam? Godzina już późna!
- To ja, twoja matka! Otwórz swą komnatę, niosę ci dobrą nowinę!
- Cóż się dzieje, matko? Kogóż tu prowadzisz?!
- Halszko! Umyśliłam podstęp. Przekonałam księdza przeora, że twoje małżeństwo zostało zawarte pod przymusem, bo bez mojej zgody.
- Cóż zatem?...
- Ubieraj się, ksiądz czeka przed ołtarzem.
- Co mówisz, matko?! A kimże jest ten oto człowiek?
- To książę Siemion Olelkowicz! Zostaniesz jemu poślubioną, a majątek nasz pozostanie na Litwie! Nie pozwolimy polskiemu królowi, by przejął nasze bogactwa!
- Ależ matko, pod murami stoją zbrojni!
- Kiedy połączysz się ślubem z księciem Olelkowiczem, Łukasz Górka będzie musiał dać za wygraną! Spieszmy się, ksiądz czeka...

Na ołtarzu świece płoną,
Za oknami gęsty mrok.
Książę klęczy z narzeczoną,
Której usta dziwnie drżą.

Nocy ciemna, nocy chłodna,
Sercom wiarę chociaż daj!
Nocy ciemna, niepogodna,
Ucisz strach i dziwny żal!

Bądź tym dwojgu świadkiem lubym,
Może z tym im będzie lżej,
Zapamiętaj ciche śluby,
Choć składane w chwili złej.

Nocy ciemna, nocy chłodna,
Sercom wiarę chociaż daj!
Nocy ciemna, niepogodna,
Ucisz strach i dziwny żal!

Tego Górce było za wiele! Gdy dowiedział się o potajemnym ślubie przystąpił do szturmu i wziął klasztor siłą. Księżnej udało się zbiec, natomiast Halszkę powiódł Górka do swojego zamku w Szamotułach.

- Oto Halszko teraz dom twój. Spójrz, jak piękny i przestronny jest ten zamek szamotulski. Tu będzie nam razem dobrze. Tu zapomnimy o twojej matce i o pokrętnej przeszłości.
- Nigdy! Przenigdy! Chcę zostać sama a ciebie moje oczy nie chcą widzieć!
- Zastanów się, biedna Halszko. Zarówno ty jak i twój majątek należycie wyłącznie do mnie. Czyż wzgardzisz moją osobą powodowana pychą i namowami swej matki?
- Nie będę twoja! Wolę śmierć, niż życie przy twym boku!
- Ha! Wybrałaś!!! Tedy nie zamek, nie jego piękne i przestronne komnaty będą cieszyć twoje oczy! Pójdziesz do...do baszty!
- Nie będziesz tak okrutny, panie...
- Pójdziesz do baszty i tam spędzisz resztę swego życia. Chyba, że...
- Chyba, że...?
- Że wróci ci rozum i pokorna przeznaczeniu staniesz się moją żoną.
- Idę do baszty! Na zawsze...

I poszła, Zamknięta w wysokiej budowli odtąd wzrokiem smętnym a żałosnym spoglądała to na piękny pałacowy park, to na ciche, zielone miasto. A za kratami tętniło życie, wschodziło i zachodziło słońce, rodzili się i umierali ludzie. Tylko niechęć Halszki żyła i rosła. Tak długo pozostała w baszcie, aż Łukasza Górkę zabrała śmierć. Wówczas opuściła basztę    i udała się do majątku księcia Wasyla Ostrogskiego w Dubnej, gdzie dokonała żywota w wieku zaledwie 44 lat. A legenda? Legenda uczyniła z Halszki czarną księżniczkę, zakutą przed złego męża w żelazną maskę i uwięzioną w baszcie do końca swoich dni. Tymczasem...Tymczasem nie tak okrutnie wyglądał los nieszczęsnej Halszki, choć przecie był on tyleż dziwny, co smutny. Ślepo posłuszna swej matce stała się ofiarą swego olbrzymiego majątku i mat-rymonialnych intryg możnowładców. Kto wie, może legenda jest piękniejsza niż życie?

Ot i cała historia skończona
O księżniczce co Halszką się zwie.
Która w baszcie przez męża więziona
W samotności dzień wiodła za dniem.

O niej prosty lud śpiewał i bajał,
Ją podziwiał za hardość i moc,
Ona z czasem symbolem się stała,
Że dobrocią zwycięża się zło.

Dziś duch Halszki nad basztą ulata,
Sam już nie wiesz - to jawa czy sen?
Lecz legenda jak gędźba skrzydlata
Pokrzepienie wciąż wlewa do serc.


Koniec

Utwory chronione przez Stowarzyszenie Autorów ZAiKS. Wszelkie prawa zastrzeżone. www.agencja-as.pl