Top » Katalog » W Karzełkowie »
Kategorie
Piosenki (669)
Przysłowia Radiowe (58)
Rewia Viva (7)
Smoleniowe Bajanie (1)
W Karzełkowie (7)
Pastorałki (21)
Bajki (14)
Opowieści z Biblii (7)
Najpiękniejsze Bajki Świata (8)
Baśnie i Legendy Polskie (9)
Felietony Gazetowe (36)
Inne (3)



Wykonawcy
W KARZEŁKOWIE WIELKA SUSZA
 

Gdzieś daleko stąd a może całkiem blisko,
Za górami, za morzami lub o krok,
Usłyszane po raz pierwszy nad kołyską,
Baśnie , bajki i legendy smacznie śpią.

Tam się wszystko - bez wyjątku - zdarzyć może,
Jeśli tylko będziesz tego mocno chcieć;
Daję słowo - zabawimy się niezgorzej,
Więc choć ze mną i fantazję z sobą weź.

Co niemożliwe jest możliwe,
Co nierealne prawdą jest,
Co było smutne - jest szczęśliwe
A na zmartwienia szkoda czasu! Szkoda łez!
Więc niech wam spełnią się marzenia,
Bez których jakże trudno żyć,
W pięknej krainie zapomnienia,
Gdzie się bajkowej opowieści snuje nić.

Spójrz - przed tobą świat otwiera się na nowo,
Na włóczęgę cię zaprasza szumem drzew:
Tam za nimi znajdziesz właśnie Karzełkowo,
W którym skrzatów cię powita zgodny śpiew.


Podaj rękę - zapraszają cię krasnale!
Razem z nimi przeżyć przygód możesz sto
I przyjaciół niezawodnych wśród nich znaleźć,
Którzy raźno oswobodzą cię od trosk!


Co niemożliwe jest możliwe,
Co nierealne prawdą jest,
Co było smutne jest szczęśliwe
A na zmartwienia szkoda czasu! Szkoda łez!
Więc niech wam spełnią się marzenia,
Bez których jakże trudno żyć,
W pięknej krainie zapomnienia,
Gdzie się bajkowej opowieści snuje nić.

W Karzełkowie słońce wstało
By rozpocząć nowy dzień.
Znów natrudzi się niemało,
Doganiając własny cień.
Lecz - o dziwo - nikt z krasnali
Słonku nie chce spojrzeć w twarz
A słoneczko mocno pali
Tocząc z niebios żaru blask.

Wtem... gdzieś biją w tarabany
I herolda dudni głos;
"Król Pyszałek, pan nad pany,
Drżąc o swych poddanych los,
Wzywa wszystkich cnych krasnali
Na naradę. Na swój dwór.
Chcąc, by hyżo  tam pognali
Nie zwlekając! Ile tchu!"

Straszny zrobił się harmider,
Wielki tumult, wielki tłok!
Tu ktoś wrzeszczy: "Pędzę! Idę!"
Tam ktoś sójkę dostał w bok.
Lecz po chwili przed pałacem
Zebrał się karsnali tłum,
By w skupieniu i w powadze
Słuchać co im rzecze król.

"Jakem dumny król Pyszałek,
Król nad króle, wielki skrzat                                                                  

Takich rzeczy nie widziałem!
Takich nieszczęść! Takich strat!
Mój marszałku, tęga głowo,
Weź odczytaj raport swój
I niech każde twoje słowo
Lud powtarza z ust do ust."

Królu, panie, źle się dzieje!
Powiem krótko - biada nam!
Susza trawi leśne knieje -
- Susza straszna! Susza zła!

- Susza, susza, susza zła!
Powiem krótko - biada nam!

Wyschły strugi i ruczaje,
Leśne dzwonki okrył kurz,
Trawy łan się sianem staje
I poziomki więdną już.
- Susza, susza, susza zła!
Powiem krótko  - biada nam!

Nie zrobimy nic lamentem,
Zresztą w oczach brak już łez...
Ech, zginiemy tu ze szczętem,
Gdy nie spadnie z nieba deszcz!

Susza, susza, susza zła!
Powiem krótko - biada nam!

"No, krasnale! Wasza kolej!"
Tu Pyszałek gromko rzekł.
"Jak oddalić tę niedolę
Kto mi powie? Kto z was wie?"

Lecz zapadła wielka cisza,
Cisza jakby zasiał mak.
Rzekłbyś, że Pyszałek słyszał
Jak zębami dzwoni strach.
Wtem... Słuchajcie, ktoś nieśmiało
Podniósł rękę... bąka coś...
W dłoniach księgę ma niemałą...
Patrzcie! Co za śmieszny gość!
Tak! To Łapciuś! Skrzat-bohater,
Ten, co przygód tysiąc miał!
Ha! Ciekawe, jak on radę,
On - sam jeden - suszy da?

"Królu - rzecze - wyczytałem
W tej najmędrszej z mądrych ksiąg,
Że krainy niebywałe
Niedaleko od nas są.
Jedna z nich - Kraj Wielkiej Wody -
- Jest - jak piszą - blisko nas!!!
Czekam tylko twojej zgody
I wyruszę! Póki czas!!!"

Król Pyszałek klasną w dłonie:
"Brawo Łapciuś! Ruszaj! Pędź!
Położymy suszy koniec!
Kraj mój wodę będzie mieć!!!"

Nim w nieznaną ruszył drogę
Przygotował się jak trzeba:
Trzy jagódki zasuszone

Zapakował w wielki chlebak,
Pas zacisną, przyciął brodę,                                                            
Co sterczała niczym strzecha,

Nie zapomniał też na wodę
Wziąć łupiny od orzecha.
Cóż - dziś Łapciuś nieradosny,
Wciąż na twarzy smutku chmura -
Właśnie kompas z igieł sosny
Gdzieś zapodział się akurat.
- Dłużej szukać go nie mogę,
Czas wyruszać! A, co mi tam,
Byle naprzód - a o drogę,
Kogo spotkam - to zapytam.
Ostatecznie to już nie raz
Wędrowałem po tych kniejach.
Nie czas smucić się i gderać,
Gdy na sukces jest nadzieja!

Wcisnął czapkę purpurową,
Dzielnie laskę chwycił w rękę
I ruszając - daję słowo -
Wnet zaśpiewał swą piosenkę:

Tak się plecie na tym świecie,
Różne się zdarzają rzeczy.
Ale jest lekarstwo przecież,
Które każdy ból uleczy.

Czy to powódź, czy to susza,
Czy złośliwe wiatry wieją,
Ja na pomoc zawsze ruszam
Z przyjaciółką mą - nadzieją!

Wędruję przez bory, zarośla i knieje,
A w sercu swym niosę radosną nadzieję,

Że dobro zwycięży, nie będzie tak źle,
Wystarczy po prostu chcieć!

Do odważnych świat należy -
Tak przysłowie mówi stare.
Kto nie wierzy - niech przymierzy,
Trzeba mieć w swe siły wiarę!

Czasem słaby jest przeciwnik,
Choć sto razy cię przerasta.
Grunt nadzieję mieć i basta!
To wam mówię, jakżem krasnal.

Wędruję przez bory, zarośla i knieje,
A w sercu swym niosę radosną nadzieję,
Że dobro zwycięży, nie będzie tak źle,
Wystarczy, po prostu chcieć!

Rety! Cóż to za stworzenie
Zagrodziło drogę mi?
Pryskaj bo cię w miazgę zmienię!
A... , Przepraszam, to pan Wilk...

- Tyś jest Łapciuś? - Ja, a co?
- Tylko proszę mnie nie złościć!
Wiem, że z różnych starych ksiąg
Wyczytujesz wciąż mądrości
I na wszystko radę masz,
Wilcza mi mówiła brać.
Nie zwlekając więc, raz-dwa -
Jedną z nich mi musisz dać!

- Co się stało, proszę Wilka?
- Coś, co się nie mieści w głowie.
Ruszaj ze mną, za chwil kilka
Tam na miejscu sam się dowiesz.

Siadaj dzielnie na mym grzbiecie,
Popędzimy niczym strzała,
Pieszką szedłbyś dzień tam przecież,
Okruszyno moja mała.

Zawirował wilk ogonem,
W górę wzbił się leśny kurz,
Wziął odbicie i za moment
Metę osiągnęli już.

Spojrzał Łapciuś. Już wie wszystko,
Tu nie trzeba mądrych ksiąg.
- Oj, poczciwe to wilczysko,
Kto go nie zna - robi błąd.
Widać rowek, nad nim kładka,
Własnym oczom wprost nie wierzy -
Obok kładki tkwi pułapka,
A w pułapce biedny Jeżyk.

- Oj, jak boli, oj, jak boli,
Od godziny już tak wrzeszę,
Kto z pułapki mnie wyzwoli,
Kto zdradliwe zdejmie kleszcze?

I Jaszczurka i Biedronki
Bardzo chciały pomóc mi,
I motyle z naszej łąki -
Ale wszystkim brakło sił.

Oj, jak boli, oj, jak boli,
Straszna ściska mnie pułapka,
Ach, któż ulży mojej doli...?
Każdy tu zagląda z rzadka.

Wprawdzie był tu jakiś wilczek,
Ot, sekundę był niecałą -
Ja przy wilku zawsze milczę,
Więc milczałem, choć bolało.

O, jak boli... Już nie boli!
Kto to? - W ratowników roli
My jesteśmy - Wilk i Krasnal!

- Wybacz, gdym cię tutaj zastał,
Zrozumiałem - rady nie dam,
Tu drugiego jeszcze trzeba,
Więc pobiegłem szybko szukać
I udała mi się sztuka.
Oto skrzat - stworzenie miłe...

- Gdy tu głośno zawodziłeś,
Myśmy tu, nie tracąc chwili,
Szybko rolę podzielili.
Wilk zębami z lewej szarpnął,
Ja szarpnąłem z drugiej strony,
I już dalej poszło łatwo -
Oto jesteś wyzwolony!

- Dzięki, dzięki wam, kochani!
Oto jestem! Oto żyję!
Całe plecy mam z kolcami,
Całe łapki, cały ryjek!

Jestem zdrowy! Tupać mogę,
Nawet tańczyć mogę też!

A nam czas wyruszyć w drogę.
Do widzenia, panie Jeż!

Zaczekajcie drobną chwilkę
Nim ruszycie w świat szeroki,

Ciągle mówią nam o wilkach,
Że to straszne są żarłoki.
A tymczasem nic z tych rzeczy...

- I co, Wilku - nie zaprzeczysz?
Przecież zawsze masz apetyt!

- Czyżby jednak? Nie! O rety!

- Bądź spokojny, mój Jeżyku,
Niepotrzebnie nie rób krzyku.
Ja tu dużo mówić nie chcę...

- Wilk też miewa wilcze serce.

- No, gdyby to Lis przechera -
To bym go na miejscu zeżarł!
Ja się tego nie wypieram -
Lisa owszem... ale jeża?
Taki żarłok to nie jestem,
Fakt, jak widać, oczywisty -
Mój wróg kiedyś ugryzł jeża
I rok chodził do dentysty!
Od tej pory, przyznam szczerze,
Pokochałem wszystkie jeże.
Taka mała, wilcza miłość...

Hyc - i wilka już nie było.
Pocwałował w leśne gąszcze.

Łapciuś chwilę postał jeszcze, 
Jeżykowi kiwnął laską
I wyruszył drogą własną.
Maszerował do wieczora,
A gdy zmierzchu przyszła pora,
Celu zaś nie było widać -
Siadł zmęczony koło grzyba.
Dwie jagódki zjadł suszone,
Po czym padł na miękki mech -
Wnet uśpiła go swym tonem
Kołysanka leśnych drzew:

Już ostatni słonka promyk
Za pagórkiem zgasł.
Cicho szepczą stare klony,
Że odpocząć czas.

Mrużą oczy już motyle,
Umilkł ptaków śpiew,
Ukołysze ich za chwilę
Kołysanka drzew.

To koniec dnia,
Już pora spać,
Zasnęły leśne kwiaty
I nawet grzyb
Zachrapał w mig,
A z grzybem mech brodaty.
Noc przyszła już,
Śpi wilk i kret,
Jaszczurka sennie ziewa...
Spokojnych snów,
Nad waszym snem
Czuwają wierne drzewa.

Spoza świerków, księżyc złoty
Swą wychylił twarz.
Dolinami, przez wykroty
Idzie pani mgła.

I welonem swym otula
Leszczynowy gaj,
A przybłęda - wietrzyk cicho
Na gałęziach gra.

Już koniec dnia,
Już pora spać,
Zasnęły leśne kwiaty
I nawet grzyb
Zachrapał w mig,
A z grzybem mech brodaty.
Noc przyszła już
Śpi wilk i kret,
Jaszczurka sennie ziewa...
Spokojnych snów!
Nad waszym snem
Czuwają wierne drzewa.

Zasnął Łapciuś - wpierw przed zimnem
Listkiem się brzozowym okrył -
A śnią mu się rzeczy dziwne:
Świat bajkowy - cały mokry.
Każde pole - to jezioro,
Wszystkie ścieżki - strumykami,
W strugach deszczu świat utonął,
Ktoś tam w niebie popsuł kranik.
Zamiast drogi - wielka rzeka,
Tu źródełko , tam fontanna,
Na śniadanie zamiast mleka,
Stoi w kubkach rosa ranna.
Na obiadek zjada lody,
Oczywiście z samej wody,
Po czym nura daje w wannę
Pełną wody mineralnej.
To nie wanna, to już basen,
A w basenie płynie okręt,
Na okręcie rośnie lasek -
Wszystkie drzewa w lasku mokre.
Z najwiekszego drzewa spada
Kropla wielka niczym orzech
Na Łapciusia prosto - biada!
Łapciuś schwytać jej nie może.
A tak chciałby wypić całą,
Straszne dręczy go pragnienie...
Nagle - co to? Pojaśniało.

- Jestem chyba gdzieś na scenie?
Tyle swiatła, dekoracji...

- Nie masz, mały skrzacie, racji.
Zbudź się wreszcie - to już ranek,
Wita ciebie chór kijanek.
To my - żabi chór w przyszłości -
Przyjmujemy wszystkich gości.
Od nas się zaczyna wszystko!

- O, przepraszam. Kłaniam nisko...

- Kłaniam nisko!
- A tyś kto jest?
- A ty co tu?
- Jestem Łapciuś! Do pomocy zawsze gotów!
Idę prosto z Karzełkowa,
Pędzę ile w piersiach tchu,
Aby lud mój uratować
Przed największą z wszystkich susz!
Szukam kraju Wielkiej Wody,
Wody, która zbawczą jest -
- Słyszeliście może o nim,
Pono kraj ten blisko gdzieś?

- Mówisz - Łapciuś - mały skrzacie?
Z Karzełkowa idziesz więc...
Wy - tam - suszę wielką macie,
My zaś  - kum-kum - jak ci rzec?...

- Jesteś w Kraju Wielkiej Wody,
W kraju króla Żabomira,
Który schnie dziś ze sromoty!!!

- Bo kłopotów ma nad wyraz!!!

- Jakem Łapciuś, co się stało?!

- Straszna bieda! Straszna żałość

Kum-kum-kum,
Kum-kum-kum,
O ratunek woła żab zielonych tłum!
Kum-kum-kum,
Kum-kum-kum,
Kto nam pomóc zdoła, kto da radę złu?

Straszna żaba, ta od żuru,
Jest zmyślona - szuru-buru,
Bo na świecie - chlapu-chlap,
Nie ma wcale żadnych strasznych żab!
Bo na świecie - chlapu-chlap,
Pełno dzisiaj nieszczęśliwych żab!

Kum-kum-kum,
Kum-kum-kum,
O ratunek woła żab zielonych tłum!
Kum-kum-kum,
Kum-kum-kum,
Kto nam pomóc zdoła, kto da radę złu?

Emu due, due rabe,
Czy ktoś widział straszną żabę?
Nikt nie widział! Chlapu-chlap!
Nie ma wcale żadnych strasznych żab!
Lecz na świecie - chlapu-chlap-
- Pełno dzisiaj nieszczęśliwych żab!

- Zaraz - hola , powolutku!
Zakumkacie mnie i kwita!

- Co chcesz wiedzieć krasnoludku?

- Całą prawdę!

- No to pytaj!

- ... Wielka Woda?... Tak, to widzę,
Kraj moczarów, bagien, kałuż...
Mokre, słotne okolice...
Król Żabomir? Lecz...pomału!
Co więc z królem?

- Król nasz stary...

- Król w ukryciu, z całym dworem...

- Król Żabomir? Nie do wiary?!
Uciekł?!

- Uciekł przed potworem!!!

- E, coś tutaj się nie klei,
Mówcie przeto po kolei!

- No wiec dobrze: Dzień jak codzień,
Wietrzyk zbudził nas nad ranem;
Ryb igraszki w srebrnej wodzie,
Pląsy ważek, śmiech kijanek...
Król Żabomir ze swą świtą
Dwór na wyspie opuszczali,
Aby udać się z wizytą
Do Królestwa Złotej Fali.
Uderzyły w wodę wiosła
I królewska łódź po chwili
Cnego władcę hyże niosła.
Wtem... Na alarm zatrąbili!...
Alarm!!! Nieba skłon się chmurzy
Zwijać żagle! Wiatr się wzmaga!
Nie ujdziemy, królu, burzy!!!
Tumult, rwetes, krzyk, bałagan,
Wściekła fala statkiem miota,
Wicher wyje bez wytchnienia,
Nie ma sił królewska flota...
A tu dzień się w noc zamienia!!!
Pociemniało, poczerniało,
Jakby w niebie zgasło światlo,
Nadleciało... Zaszumiało!...
I na dwór królewski spadło!!!
Tak... Gdy wiatr uciszył niebo,
Gdy się słońce z chmur wyrwało,
Coś wielkiego , coś czarnego
Przykrywało wyspę całą...
Jakby jakaś wielka siła
Zawładnęła wodnym krajem
I stolicę nam podbiła...

- Chwilę! Zaraz! Mnie się zdaje,
Niby... Wiecie... coś mi świta...

- Ech, Łapciusiu, to nie koniec...

- To nie koniec? Mów i kwita!

- Resztę prawdy ci odsłonię:
Otóż to, co spadło z nieba,
Co przykryło nam stolicę,
Żyć w spokoju tu nam nie da -
- Już podbija okolice!!!

Król Żabomir z wyspy uciekł
Hen, w podwodną toń i ciszę,
Cały kraj ogarnął smutek -
- Oto koniec na nas przyszedł!...

Kum-kum-kum,
Kum-kum-kum,
O ratunek woła żab zielonych tłum!
Kum-kum-kum,
Kum-kum-kum,
Kto nam pomóc zdoła, kto da radę złu?

Łapciuś pilnie słuchał mowy,
Potem zmarszczyl mądrze czoło
I wnet wzrokiem zagadkowym
Począł się rozglądć wkoło.
Lecz nie zdradzil tajemnicę,
Którą odkrył mimochodem,
Rzekł:

- Ha! Żaby! Zatem widzę,
Że wasz kraj zasobny w wodę,
Lecz korzyści z niej ni śladu.
Ale jeśli pakt zawrzecie,
To dojdziemy wnet do ładu.
W Karzełkowie susza przecie!...

- Więc?

- Więc jeśli obiecacie
Dać mi wody ile zmieszczą
Dwie brzuchate tęgie kadzie
No i do nich zaprzęg jeszcze,
To...

- Przegonisz stąd potwora
I na tron przywrócisz króla?!

- Taka mi pisana rola.
Zgoda zatem?

- Zgada!

- Hurrra!!!

- Spokój! Ciszej! Pierw, cne żaby,
Idźmy tam, na brzeg jeziora -
- Pole bitwy widzieć chciałbym,
Nim rozprawy przyjdzie pora.
O! Tu zajmę stanowisko!
Czy lunetę macie może?

- Jest.

- Dziękuję. Widzę wszystko...

- Mów!

- Więc... wyspa... na niej... Boże!!!

- Czarne, wielkie coś?

- Jak skrzydło zawieszone nad topielą!...
To wygląda jak straszydło...
Nie! Poznaję!... To - kapelusz!!!

- Co? Kapelusz?!

- Nie do wiary!!!

- Skąd kapelusz?

- Jaki duży!

Tak. Kapelusz. I to stary.
Wylądował tu w tej burzy...

- Fakt, lecz wiedzieć ci wypada,
Że ktoś nocą tu grasuje...

- Mnie ograbił!
- I sąsiada!

- To złe moce!

- Nocni zbóje!!!

- Zaraz, hola! Bądźcie ciszej!
Krzyk tu taki jak w ptaszarni!
Potwór ten, jak zatem słyszę,
Kradnie jadło ze spiżarni?

- Tak!

- Tak!

- Zaraz! Coś się rusza!!!
Coś... Ten ogon?!... I te pląsy...
Tak! To on!!! Spod kapelusza,
To... Poznaję! To te wąsy!!!

- Mów, Łapciusiu, kto jest zbójem!!!

- Prawdy żąda żabi chór!!!

- Ja mu kości porachuję -
- Tak! To on! To szczur Szur-szur!!!

Podła jest natura szczura,
Wszędzie węszy, gryzie wszystko,
Gdzieś po murach i po dziurach
Wciąż myszkuje to szczurzysko.

Tylko patrzy, co by zjeść,
Tylko patrzy, co by skraść.
Zjadłby nawet - to się wie
Na odciski maść.

Szczur Szur-Szur, szczur Szur-Szur,
To najgorsza postać szczura.
Szczur Szur-Szur, szczur Szur-Szur,
Taka szczura kreatura.

Świdrowatym okiem błyska
Jak ograbić? Gdzie? I kogo?
W złości gryzie swe wąsiska,    (Z głodu gryzie swe wąsiska,
Z głodu zjadłby własny ogon.     Zjadłby nawet własny ogon)

Czeka kiedy przyjdzie noc,
Księżyc zniknie pośród chmur -
Nocą wszelkie czyni zło
Ten ohydny szczur.

Szczur Szur-Szur, szczur Szur-Szur,
To najgorsza postać szczura,
Szczur Szur-Szur, szczur Szur-Szur,
Taka szczura kreatura.

Szur-Szur - wstrętny szczur,
Szur-Szur - wstrętny szczur...       - coda

Łapciuś, zanim kwadrans minął,
Rzekł:
- Kochane, co tu gadać,
Za godzinę pod tą trzciną
Niech się zbierze żabia rada!
Biadoleniem i czekaniem
Tu niczego się nie wskóra -
Pomyślałem i mam w planie
Jeden sposób na Szur-Szura.
Szczegółowo wam wyłożę
Jakie są zadania czyje,
Po czym, o wieczornej porze
Zbierzcie wszystko, co tu żyje:
Ryby, raki, ważki, bobra -
Każda pomoc będzie dobra!

Popołudniem, aż do zmroku
Wielka cisza była wokół,
Tylko z dziupli starej sosny
Słychać czasem głos donośny -

Tam to Łapciuś z żabią władzą
Godzinami pilnie radzą.
Wreszczie ustalono wszystko,
Zakończono więc naradę.
Łapciuś ziewną:
- Noc już blisko,
Więc tymczasem spać się kładę.
Przygotujcie mi posłanie -
Wam tymczasem, tak jak w planie
Ustalono - trzeba działać.
Praca czeka nas niemała!

Wnet na łące i w szuwarach
Rwetes się rozpoczął wielki:
Oto bobrów dzielna para
Tnie na tratwę drewna belki.
A pajączki pracowite
Z pajęczyny żagiel tkają.
Sieć olbrzymią z grubych nitek
Tka największy z wszystkich pająk.
Chór bzyczący zabrzmiał naraz
Pośród gęstwy tataraków -
To komarów wielka chmara
Broń swą ostrzy do ataku.
Wieczór się zwijając cały,
Mrówek cztery pułki blisko,
Wielki kopiec usypały -
Dowodzenia stanowisko.
Trzy eskadry lekkich ważek
Oraz doświadczony motyl,
Wnet, gdy tylko sztab im każe,
Na zwiadowcze ruszą loty.
Tuż nad wodą mgłą zasnutą
Słychać jakiś szczęk bez przerwy -
To szturmowy raków pluton
Przeprowadza swe manewry.
Skacze wszędzie bezwytchnienia
Jeden z drugim żabi goniec -
Sytuacja wciąż się zmienia,
A meldunki trzeba donieść.

Wszystko już gotowe wreszcie,
Zgodnie z planem, w samą porę.
Żadnych głosów ni szleszczeń -
Wielka cisza nad jeziorem.
A gdy słonka pierwszy promyk
Iskrą błysnął znad dąbrowy,
Jak brzeg długi, z każdej strony
Zabrzmiał groźny hymn bojowy:

Siostry nasze, braci naszych
Nikt tu nie ma prawa straszyć.
Wielka siła drzemie w nas -
Do ataku ruszyć czas.

Hura! Hura! Na Szur-Szura!
Hura! Hura! Na Szur-Szura!

Hej! Kto starszy i kto młody,
Kto żyw w Kraju Wielkiej Wody,
Ten, przemocy mówiąc "nie!",
Do ataku już się rwie.

Hura! Hura! Na Szur-Szura!
Hura! Hura! Na Szur-Szura!

Przecierając senne oczy,
Łapciuś zerwał się z posłania
I na równe nogi skoczył -
- Zaraz mieć będziemy drania!!!

Wyruszyła wreszcie tratwa
Na wyprawę jakich mało;
Dla Łapciusia rzecz niełatwa:
Wszak dowodzi armią całą!
Przez lunetę łypie okiem,
Jak przystało na żeglarza,
Rój doradców ma pod bokiem,
By nie zgubić się w rozkazach.
Oto podniósł dłoń ku górze...

- Naprzód ważki! Start do lotu!
Nie zwlekajcie chwili dłużej!
Czy dywizjon gotów?

- Gotów!!!

Huczą skrzydła z animuszem,
Kurs na wyspę przedsięwzięty!
Śpi i chrapie - nie do wiary!
Ale - czując sytość błogą -
- Szczurów błąd popełnia stary:
O! Zapomniał schować ogon!!!

- Hej! Komary! - Łapciuś woła -
- W lot! Do boju! Chmara w górę!
Kąsać szczura! W co kto zdoła!
Wbić się, wbić w zbójecką skórę!!!

Łapciuś krzyczał bez wytchnienia,
Rozkaz rzucał za rozkazem
I bojowe szyki zmieniał,
Płynąc naprzód, pełnym gazem,
Wprost na wyspę!

- Brzeg przed nami!
Przygotować się! Na wroga!
Najpierw raki: ciąć szczypcami!
Tyłem naprzód! Wolna droga!

Wtem komarów czarna zgraja
Wbiła zęby w ogon szczura,
Kończąc nagle sen hultaja!!!
Łapciuś chciał zakrzyknąć:

- Hurrra!!!

Myśląc, że wygrana blisko,
Lecz tu się omylił srodze,
Bo zerwało się szczurzysko
Wyjąc z bólu jak złe moce!

Skakał, krzyczał, kuląc ogon,
Ledwie wiedząc co się święci
I urągał swoim wrogom:

- Uj! Jak boli! Ech, przeklęci,
Co u licha tutaj chcecie,
Co ma znaczyć ta wizyta?
Spałem sobie grzecznie przecie...
Odpowiedzcie kiedy pytam!

- No ty draniu! Rozbójniku!
Ty masz tupet, przyznać muszę!
Narobiłeś strat bez liku
Żyjąc tu, pod kapeluszem!
W pięknym kraju Wielkiej Wody
Wprowadziłeś strach i zamęt,
Powodując liczne szkody!
Twój charakter, jak atrament,
Czrny, przeto od tej chwili
Będziesz więźniem wodnej braci!
Oni będą cię sądzili,
Im ci przyjdzie krzywdy spłacić!!!

Wtem... O rany, co się stało!!!
Szczur się wyrwał żabiej straży,
Skacząc wprost na krzywą gałąź
I w zaroślach w mig się zaszył!...

- Wszystko na nic! Znikł bez śladu,
Wiatru w polu prędzej szukać...
Dał nam wszystkim do wiwatu -
- Gorzka płynie stąd nauka...

Łapciuś otarł łzę spod oka:

- Miałem przecież w ręky drania!

A tłum żab tymczasem szlochał
Całkiem bez opamiętania.
A tymczasem... Z gęstych chaszczy,
W które szczur dał właśnie nura...
Rozległ się krzyk taki straszny,
Że aż wszystkim ścierpła skóra!!!
Krzyk był taki - daje słowo -
- Że królewskie drżały mury!

- Ktoś oberwać musiał srogo...

- Kogoś wzięto na tortury...

I niebawem, wprost z gęstwiny,
Wyszedł dziwny twór natury:
Kupa igieł i szczeciny,
Długi ogon... i pazury...
A tu pyszczek, śmieszne oczy...
Pamiętacie? Z wilkiem, w lesie?
Tak!!! To jeżyk tu się toczy
A na grzbiecie - szczura niesie!!!

- Hm, Łapciusiu jakem jeżyk -
- Co to za wrzaskliwy zwierz
Tam na grzbiecie moim tkwi?
O co podniósł taki krzyk?
Aż się trzęsie cały bór -
- Czy to nie jest ten twój szczur?
Jeśli tak, to jakem jeż,
Bierz go sobie skrzacie, bierz!
Tyś mi w biedzie pomógł raz,
Teraz na mnie przyszedł czas!
Przyjaciela warto mieć,
Bo przyjaciel - dobra rzecz...

- Wiwat! Wiwat! Brawo jeż!!!

- Wodny Kraj już wolny jest!!!

Siostry nasze, braci naszych
Nikt już nie ma prawa straszyć.
Wielka siła drzemie w nas -
Na Szur-Szura przyszedł czas!

- Hura! Hura! Mam Szur-Szura!
Hura! Hura! Mam Szur-Szura!

Hej! Kto starszy i kto młody,
Kto żyw w Kraju Wielkiej Wody,
Kto przemocy mówił "nie!",
Ten zwycięstwa święci dzień!

- Hura! Hura! Mam Szur-Szura!
Hura! Hura! Mam Szur-Szura!

- Już nie będzie nas okradał!

- Ani gnębił wszystkich więcej!

- Byłeś zbójem tu nie lada -

- Teraz jesteś naszym jeńcem!

Otoczono szczura murem,
Skrępowano z trawy sznurem
I na liściu nenufara
Dostarczono na brzeg zaraz.
Tam już czekał król Żabomir,
Który wrócił był z wygnania -

- Oto jeniec, władco drogi...

Łapciuś się królowi kłania:

- Zacny królu Żabomirze...

- Wiem, wiem wszystko.Podejdź bliżej.
Wielce twoją dzielność cenię
I za Kraju wyzwolenie,

Kraju, który wolny teraz,

W czym zasługa twa niemała,
Daję tytuł Bohatera
I Żabiego Generała!
Wiem też, że ci pora ruszać.
Zatrzymywać cię nie mogę -
A, że w twoich stronach susza,
Beczki dwie zasobne w wodę
Bierz w nagrodę - a do tego
(ktoś je przecież ciągnąć musi) -
Bierz i szczura, mój kolego!
By zaś umknąć się nie skusił
Na dodatek jeszcze masz
Dzielnych mych komarów straż.

Łapciuś pięknie podziękował,
Cmoknął czule w nos jeżyka,
Żabom szepnął miłe słowa
I już w gęstym lesie znika.

Wędrowali dwa dni całe,
Szczur bez przerwy wąsem kręcił,
Niby pilnie ciągnął - ale
Widać było - nie ma chęci.
Oj, nie w smak mu praca taka -
Chętnie dałby w las drapaka.
Lecz nic z tego, bo komary
Miały na to sposób stary:
Drwiły, lecąc sobie  górą,
Że "kto leni się w niewoli
Temu, a szczególnie szczurom,
Wąsy się za karę goli!"
Tego bał się szczur okrutnie -

- Te komary wszystko mogą!
Jak w dodatku któryś utnie -
Przez godzinę piecze ogon!

Więc mu zaraz rzedła mina -

- Z nimi lepiej nie zaczynać...

Wędrowali, wędrowali,
Aż trzeciego dnia nad ranem,
Łapciuś dojrzał był w oddali
Okolice dobrze znane.

- Jakem Łapciuś - daję słowo -
Toć to przecież Karzełkowo!!!

W Karzełkowie zaś na murach
Zastęp skrzatów pełnił straż.
Groźnych -  że aż cierpnie skóra!
Wtem zakrzyknął jeden:

- Patrz!
Tam, w oddali!

- Gdzie, kolego?

- Gdzie żołędny szumi bór,
Coś majaczy...

- Coś dziwnego...

- Czy to nie jest aby... szczur?!

- Widzę szczura! Jak na dłoni!
Tak!

- Lecz zaraz, czy ja śnię?
Ktoś powozi nim jak koniem!

- Toż to przecież Łapciuś jest!!!
Wołać króla?

- Króóóluuu! Panie!!!
Wraca Łapciuś! Jest tuż-tuż!
Wnet tu będzie, wnet tu stanie!
Gołym okiem widać już!
Wiezie beczki! Pewnie z wodą...
Szczur w zaprzęgu, patrzcie go!
Jak huragan sunie drogą!

- Baczność straż! Prezentuj broń!
Jakem wielki król Pyszałek,
Król nad króle, leśny skrzat,
Takich rzeczy nie widziałem!
Toś Łapciusiu z nieba spadł!
Przez tę suszę daję słowo,
Był bym wysechł tu na wiór!
No, a ze mną Karzełkowo,
Z Karzełkowem cały bór!!!
Mów co było!

- Ciężko było...
Lecz wróciłem i w tym rzecz.

- Mów o wszystkim!

- Wasza miłość,
Jak tu zacząć?...

- Słucham. Więc?

- Do Krainy Wielkiej Wody
Szedłem długo, wiele dni,
Przez bezdroża i wykroty,
Ale warto było iść!
Otóż kraj ten miał w swej mocy
Szczur Szur-Szur - ten oto drań.
On to, pod osłoną nocy,
Kradł, rabował co się da.
Król Żabomir zamek stracił
I przed szczurem umknął gdzieś,
Lecz na szczęście żabiej braci
Los łaskawy zesłał... mnie!
Wielką armię powołałem:
Żab szwadrony, ważek moc
I komarów całe roje,
By - nim szczur zmiarkował coś -
- Dopaść drania! Ot i wszystko.
Król Żabomir, wielce rad,
Dał mi wodę, dłoń uścisnął...

- Widzę - dzielny z ciebie skrzat!
Przeto wszystkim leśnym dzwonkom
Na twą cześć rozkażę bić
I orderem - tym z poziomką -
- Odznaczony będziesz dziś!
Co do wody - powiem krótko:
Każda beczka ma swe dno!
Dziś jest pełna, ale jutro?...
Gdy się skończy woda, to...

- Wykopiemy zatem studnię!

Dla krasnali taka rzecz,
To zadanie nazbyt trudne!!!

- Lecz dla szczura - proste jest!

- Niech więc szczura straż zabierze
Do roboty!

- Brać go! Straż!

 

- Za rozboje i grabieże,
Szczurze płacić przyszedł czas!
Sroga czeka ciebie kara,
Gdybyś jednak kopał źle,
Pomyśl, szczurze o komarach,
Które będą strzegły cię!...
No. To wszystko. Lecz chwileczkę!!!

- Co???

- Krasnale! Pomysł mam:
Otworzymy z wodą beczkę,
Urządzimy wielki bal!
Kiedy słonko się już schowa
Za kurtyną starych drzew,
Chór krasnali z Karzełkowa
Zacznie swój wesoły śpiew!

Od wiwatów Karzełkowo huczy całe,
Gdzie się ruszyć - śpiewy, tańce i muzyka!
Nawet dumny i poważny król Pyszałek
Przezabawne w swej komnacie kozły fika!

Różnych zabaw i atrakcji tu bez liku.
Aby wielkie, wpólne święto uczcić godnie,
Wzbił się w niebo srebrno-złoty tłum świetlików -
To królewskie, uroczyste sztuczne ognie.

Wielka radość w Karzełkowie!
Łapciuś to zuch co się zowie,
Najmądrzejszy z wszystkich skrzat -
Niechaj żyje nam sto lat!

Dla spragnionych stoją wody pełne beczki.
Dni szczęśliwe zaczynają się od nowa!
Łapciuś grzecznie wam uchyla swej czapeczki
I zaprasza wszystkich tu - do Karzełkowa!

Wielka radość w Karzełkowie!
Łapciuś to zuch, co się zowie,
Najmądrzejszy z wszystkich skrzat -
Niechaj żyje nam sto lat!!!

Utwory chronione przez Stowarzyszenie Autorów ZAiKS. Wszelkie prawa zastrzeżone. www.agencja-as.pl