W KARZEŁKOWIE JESIEŃ ZŁOTA
CHÓR – śpiewa
Wieczorami chłodem wionie,
I już jakby krótsze dni,
A w zielonej drzew koronie
Pierwszy listek złotem lśni.
Słonko chociaż nadal grzeje,
Ale jakby już nie tak,
Chociaż każdy ma nadzieje,
Że wciąż jeszcze lato trwa.
Melancholijna Pani Jesień
Już pierwsze znaki daje nam
I babie lato wiatr gdzieś niesie
I smętniej w trawie świerszcz już gra.
Melancholijna Pani Jesień
Powoli jest już blisko tak
Melancholijna Pani Jesień
Przelotnym ptakom daje znak.
W calutkim lesie i na łąkach
Powoli się zaczyna ruch,
Do wtóru jeszcze bąk wciąż brzdąka
Lecz już na niebie gęsi sznur.
A słonko nisko i wciąż niżej,
I coraz cichszy ptaków śpiew
Pożegnań pora coraz bliżej
Z tymi, co muszą ruszać w rejs
NARRATOR
Złote słońce ponad borem
Opadało z wolna w dół.
Łapciuś usiadł pod jaworem
Zasłuchany w ptaków chór.
I wspomnienia, gdzieś z daleka,
Napłynęły kolorowe:
Jak z czapeczką Lis uciekał,
Jak ze snu obudził Sowę.
O krainie Wielkiej Wody –
Państwie króla Żabomira,
Który popadł był w kłopoty
Przez Szur-Szura, tego zbira,
Który potem w Karzełkowie,
Gdy tam trwała wielka susza
Z wodą beczki pchał, albowiem
Był w niewoli u Łapciusia.
Ile przygód, ile zdarzeń –
- Choćby to, gdy król Pyszałek –
- Stracił berło i koronę…
Karzełkowo, w gniewie całe,
Wnet złodzieja pochwyciło!
Łapciusiowi miło było:
W starej wieży odkrył wroga!
Kto nim był? No właśnie – Sroka,
Sroka niebieskooka,
Co bujała wciąż w obłokach!
- Ech, co było, już nie wróci…
Tutaj Łapciuś się zasmucił
I aż szarpnął siwą brodę
Bo zrozumiał pierwszy raz,
Że wspomnienia są dowodem
Na to, że ucieka czas!
Tu Łapciusia myśli smutne
Przerwał nagle skrzydeł łopot.
SÓJKA
- Myśląc, że gdzieś drzemkę utnę,
Wnet odkryłam nowy kłopot!
Zamiast lecieć gdzieś, za morze,
Muszę jeszcze zostać tu!
Kto mi – Sójce – dopomoże?
Gdzieś zgubiłam siedem piór!
Jak wybierać się mam w drogę,
W tym kubraczku niekompletnym?
A ośmieszyć się nie mogę!
Och, żesz losie, losie szpetny!!!
NARRATOR
Wtem pod wielkim muchomorem,
Pośród liści, pośród mchu
Jakiś szelest, jakiś ruch…
To stworzenie całkiem spore…
Tak! Pan Chrabąszcz! On to jest!
No, zapewne wszyscy wiecie:
Ma trzy pary długich nóg,
Ciężki pancerz zaś na grzbiecie,
Czyli skrzydła. No, a tu,
Tu na głowie czułki dwa.
Wiem, Chrabąszcza każdy zna!
CHRABĄSZCZ
- A ty ktoś jest, wielki ptaku?
Co tak biadasz i narzekasz?
SÓJKA
- Ja narzekam? Z piórek braku
Nieszczęść wiele na mnie czeka!
Chciałam wybrać się za morze…
CHRABĄSZCZ
- Gdzie, powiadasz? Bzdurę tę
Na karb twej próżności złożę!
SÓJKA
- Phi, co taki Chrabąszcz wie,
Co to znaczy dobry gust!
CHRABĄSZCZ
- Ejże, Sójko! Wrzuć na luz!
SÓJKA – śpiewa
Co za szyk,
Co za smak –
- Elegancki ze mnie ptak!
Świetną wszędzie mam opinię,
Z elegancji w lesie słynę
Chcesz czy nie chcesz, przyznaj mi:
Ja mam szyk,
Niezły smak –
- Elegancki ze mnie ptak!
Gdy rozchylam skrzydła w locie,
Chociaż wokół ptactwa krocie,
Któż dorównać może mi?
Ja mam szyk,
Niezły smak –
- Elegancki ze mnie ptak!
Ja mam szyk,
Niezły smak –
- Elegancki ze mnie ptak!
CHRABĄSZCZ
- Przestań. przestań, to przesada!
Tak się pysznić nie wypada!
SÓJKA
- Ja się pysznię? Ech, Chrabąszczu,
Obyś kiedyś zginął w gąszczu!!!
CHRABĄSZCZ
- A ptaszysko, a niecnota!
Ej, skromności tobie brak!
Obyś wpadła w łapy kota!
SÓJKA
- No to powiem tobie tak:
Ród swój wiedziesz od pędraka,
Więc szkodnika pierwszej wody.
A natura w tobie taka,
Że zazdrościsz mi urody!!!
NARRATOR
I tu Sójka wpadła w gniew;
Chrabąszcz zaś, ostrożny bardzo,
Wnet się skrył w korzeniach drzew,
Sójki zaś tchórzami gardzą,
Więc schowała się gdzieś, w borze,
By jak co dzień stroszyć pióra
I wybierać się…za morze!
Wtem czerwony, niczym burak,
Zjawił się za kilka chwil
Sam Pan Gil:
Czarna główka, biały kuper,
Długi ogon, skrzydła z pręgą,
Pierś czerwona – no, wprost super!
Ale z miną coś nietęgą…
GIL
- Przykre wieści wszystkim głoszę,
Bo się stała rzecz paskudna.
O uwagę zatem proszę,
Ta wiadomość, cóż, jest smutna!
Otóż lata bliski kres,
Więc niektóre leśne ptaki
Wybierają się znów w rejs,
No bo jest porządek taki:
Latem tu spędzamy czas,
A gdy zimą spadną śniegi
I przykryją cały las,
To niejeden ptasi ród
Leci hen, do ciepłych krajów,
By na wiosnę wrócić znów,
Lecz nieszczęścia się zdarzają…
GIL - śpiewa
Słowik z Panią Słowikową
Uwił gniazdko pośród drzew
I codziennie nad dąbrową
Niósł się w dal szczęśliwy śpiew.
Niósł się w dal szczęśliwy śpiew –
- Niósł się, niósł przez całe dnie.
Słowicze trele, trele słowicze,
Tego porównać nie można z niczym!
Tyle miłości odnajdziesz w nich,
Tyle radości w tych trelach brzmi.
Słowicze trele, trele słowicze,
To najpiękniejsze wyznania są,
Takiego szczęścia każdemu życzę
O którym można po nocach śnić.
Raz Pan Słowik swej wybrance
Był ułożył piękny wiersz
I gdy nucił na polance
Niósł się w dal szczęśliwy śpiew.
Niósł się w dal szczęśliwy śpiew –
- Niósł się, niósł przez całe dnie.
Słowicze trele, trele słowicze,
Tego porównać nie można z niczym!
Tyle miłości odnajdziesz w nich,
Tyle radości w tych trelach brzmi.
Słowicze trele, trele słowicze,
To najpiękniejsze wyznania są,
Takiego szczęścia każdemu życzę
O którym można po nocach śnić.
Lecz tragedia już gotowa,
Oto rankiem, skoro świt,
Gdzieś zniknęła Słowikowa,
Co się stało – nie wie nikt!
Niech więc całe Karzełkowo,
A z nim każdy ptak czy zwierz,
Zmierzy się z zagadką nową;
To dziś najważniejsza rzecz!
NARRATOR
Oczywiście! W jednej chwili
Wnet krasnale się zjawili!
Król Pyszałek z berłem w dłoni,
Przy nim zaś królewska straż,
By – gdy trzeba – króla chronić,
Lub za królem nosić płaszcz.
Był też Grzdyl, Rondelek, Bzik,
Pisarz z wielkim gęsim piórem,
By zapisać kto i z kim,
Był Mądrala i Ponurak
Oraz innych wielki tłum.
Zrobił się okropny szum,
Bo wnet szpaki się zleciały,
Stada wróbli, czajki , sowy
Jednym słowem – wnet las cały
Do pomocy był gotowy.
PONURAK
- Sprawa trudna…
Rzekłbym zatem,
Że nikt wiele tu nie wskóra;
A więc w związku z tym tematem
Powiem: dramat!
NARRATOR
Rzekł Ponurak.
Tu się podniósł raban dziki,
Jeden krzyczał przez drugiego:
PYSZAŁEK
- Pewnie wpadła gdzieś we wnyki!
GRZDYL
- Jakie wnyki? Gdzie, dlaczego?
WESOŁY
- Ten Ponurak bzdury gada!
SAFANDUŁA
- Czarnowidztwo!
PYSZAŁEK
- Albo zdrada!!!
NARRATOR
Tu obruszył się Pyszałek,
Ruszył wąsem, szarpnął brodę
I powiedział:
PYSZAŁEK
- Ja od razu to wiedziałem,
Przewidziałem całą szkodę!
Słowikowie – wiecie sami -
- W głowie mieli tylko trele
I śpiewali godzinami.
Komuś było już za wiele
No i pewnie z tej przyczyny
Stało się nieszczęście całe!
No, co macie takie miny?!
Ja to wszystko przewidziałem!
NARRATOR
Łapciuś spojrzał na Pyszałka,
Potem wzruszył ramionami,
A Pan Słowik cicho załkał
I się nagle zalał łzami.
NARRATOR
Tu odezwał się Mądrala:
ŁAPCIUŚ
- Krasnoludki! Bracia mili!
Czas, by się tu taki znalazł,
Co by tęgo mózg wysilił
I po prostu – znalazł sposób,
By na trop złodzieja wpaść!
Ktoś ma pomysł?
SAFANDUŁA
- Może ja?...
GRZDYL
- Nie zabieraj lepiej głosu
Safanduło!
SAFANDUŁA
- A bo co?
WESOŁY
- A bo co? A bo pstro!
Spójrz – pan Słowik zrozpaczony,
Trzeba więc wymyślić coś!
A więc zamiast pleść androny
Czekaj, aż mądrzejszy ktoś
Zgadnie, gdzie jest Słowikowa!
SAFANDUŁA
- Z taką radą to się schowaj!
NARRATOR
Łapciuś słuchał kłótni z boku
I palcami czesał brodę
Aż z gwałtownym błyskiem w oku
Na polany wybiegł środek.
Czerwoną czapeczkę z bielutkim pomponem
Co w biegu na oczy się lekko zsunęła
Poprawił gwałtownie, a przecież z fasonem
I krzyknął:
ŁAPCIUŚ
- Krasnale! Dość kłótni! Do dzieła!

|